środa, 16 lipca 2014

Rozdział VIII

Eva obudziła się nad ranem.  Nie musiała otwierać oczu po to, by wiedzieć co zobaczy. W momencie, gdy podniosła powieki w pokoju było jeszcze ciemno. Eva spojrzała na Willa, który spał na plecach. Jego czarne włosy opadały mu na oczy a klatka piersiowa unosiła się spokojnie. Wyglądał jak bezbronny chłopak a nie tak jak zawsze, gotowy do walki. Eva nie chciała wstawać ale wiedziała, że musi, ponieważ nie chciała, aby ktoś ją zobaczył wychodzącą z pokoju Willa. Eva spróbowała się podnieść ale na jej brzuchu znajdowała się ręka chłopaka. Podniosła ją i położyła na poduszce a następnie ostrożnie wstała z łóżka. Jako, że miała już na sobie halkę, chwyciła swoje buty  i suknię i po cichu wymknęła się z pokoju chłopaka. Przebiegła szybko do swojego pokoju, uważając, żeby nikt jej nie zauważył. Weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi.
- Gdzie byłaś? – To była Sophie. Eva wiedział
a, że nie ma po co kłamać, ponieważ Sophie i tak jej nie uwierzy. Eva spojrzała na Sophie, która siedziała na krześle przy jej biurku.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Zadajesz mi to pytanie już drugi raz a nawet nie minął jeden dzień. – Powiedziała Sophie i spojrzała na Eve zaniepokojona. – Ja słyszałam to co się stało w jadalnie podczas kolacji. Dodatkowo Jem powiedział mi o wszystkim ale według mnie to nie powód, aby łamać prawo. – Eva spojrzała na dziewczynę i wiedziała, że to co mówi Sophie jest prawdą.
- To stało się nagle. Ja nie wiedziałam co robię. Nawet się nad tym nie zastanowiłam. To po prostu się stało. – Powiedziała Eva i usiadła na łóżku.
- Czy Will zmusił Cię do tego?
- Nie. – Sophie pokiwała głową dając dziewczynie znak, że wszystko rozumie.
- Chce się panienka wykąpać? – Zapytała Sophie a Eva spojrzała na nią zła.
- Co mówiłam na temat odzywania się do mnie? Żadnego panienko czy Pani. Masz mnie nazywać po imieniu. – Eva spojrzała na Sophie, która się teraz do niej uśmiechnęła. – I tak. Chcę się wykąpać.
- Już szykuję kąpiel. – Powiedziała Sophie i zabrała się do pracy. Po kilku minutach Eva była już zanurzona w ciepłej wodzie i zaczęła się zastanawiać nad tym co się stało. Wiedziała, że to co zrobiła było złe ale nie mogła nic na to poradzić. Stało się. Nie da się cofnąć czasu. Jedną z najgorszych rzeczy było to, że Eva wcale tego nie żałowała. Podobało jej się ale wiedziała, że to nie może już się nigdy powtórzyć. Musi odsunąć od siebie Willa. Zawsze on to robił, teraz kolej na nią. Niestety dziewczyna nie wiedziała jak to zrobić. Musiała go okłamać. Problem  w tym, że Will zawsze wiedział kiedy dziewczyna kłamie. Niestety Eva nie miała innego wyboru. Musiała spróbować. Nagle Eva usłyszała głos Sophie:
- Pani Branwell powiedziała, żebym wybrała jakąś suknię z Twoich i dała ją Tessie, ponieważ ona nie ma żadnych. Dopiero dzisiaj się po nie wybiera. Zgadzasz się na to? – Eva zakładała na siebie halkę. Zdenerwowało ją to, ze musi dzielić się ubraniami z Tessą ale skoro Charlott tak postanowiła to nie było możliwości sprzeciwu.
- A suknie Jessie? – Zapytała Eva podchodząc do Sophie, która właśnie siedziała na łóżku.
- Suknie Panny Jessamine są na Pannę  Gray za małe. – Odpowiedziała Sophie a Eva podeszła do szafy. Nie chciała dać jej żadnej z nowych sukienek.
- Jak myślisz, czy sukienka, którą nosiłam jak miałam dwanaście lat będzie dobra. – Eva spojrzała na Sophie, która zaśmiała się na jej słowa a następnie podeszła do dziewczyny. Pogrzebała przez chwilę w szafie i wyjęła starą suknię dziewczyny. Miała ona może z rok albo nawet półtora. Była zielona z długimi rękawami i bez żadnych dodatków. Najprostsza suknia jaką Eva posiadała u siebie w szafie.
- A ta? – Zapytała Sophie.
- Ta może być. Jeżeli dobrze pamiętam Will wylał na nią wino. – Powiedziała Eva i uśmiechnęła się do Sophie.
- Pani Branwell była na niego bardzo zła, ponieważ uwielbiała tą sukienkę.
- A ja jej nie lubiłam. – Eva usiadła na łóżku i zaczęła rozczesywać swoje włosy. Sophie usiadła na krześle i zaczęła czyścić suknię.
- Jest coś jeszcze o czym Ci nie powiedziałam. – Eva spojrzała na Sophie przestraszona. – Pani Branwell kazała Ci przekazać, że jedziesz na zakupy z Jessamine i Tessą. Dodatkowo to nie podlega dyskusji.
- Po co mam z nimi jechać? Charlott doskonale wie, że ja nie lubię chodzić na zakupy z Jessamine. Dodatkowo mam iść jeszcze z Tessą. Charlott chyba naprawdę mnie nie lubi. – Sophie zaśmiała się gdy usłyszała słowa dziewczyny.
- Jestem pewna, że Pani Branwell Cię lubi. Twoim zadaniem jest pilnowanie Jessamine i Tessy na zakupach.- Eva spojrzała na sufit i wyciągnęła ręce do góry.
- Aniele stworzyłeś nas po to, byśmy chronili świat przed złem a nie Nocnych Łowców przed samymi sobą. – Eva opuściła ręce i spojrzała na Sophie. – Dlaczego mam robić za ich opiekunkę, przecież Jessie też jest Nocnym Łowcą.
- Wiesz jaki stosunek do Nefilim ma Jessamine, gdyby tylko mogła zrzekłaby się tego i zaczęła żyć normalnie. – Eva musiała znowu przyznać Sophie rację. Jessamine na każdym kroku podkreślała swoją niechęć do tego kim jest. Wolałaby żyć normalnie, daleko od świata cieni. Niestety nie było to możliwe.
- Wiem ale co Charlott sobie myśli? Chce, żebym w środku dnia wyszła do ludzi w pełnym stroju nocnego łowcy? Mam po ulicach Londynu biegać w spodniach? Dobrze wiesz, że wszystkie babcie zabiłyby mnie za to, że chodzę po ulicy w takim stroju.
- Możesz ubrać jakąś lekką sukienkę a nie te ciężkie. – Sophie podeszła do szafy i wyjęła z niej niebieska sukienkę z długimi ramionami i falbanami na spódnicy. Eva popatrzyła na suknię i westchnęła. Nie wyrzuciła tej sukni, tylko, dlatego że dostała ją rok temu z okazji Bożego Narodzenia od Henrego i nie chciała robić mu przykrości. Założyła ją raz albo dwa i następnie trafiła do szafy. Jedno Eva musiała przyznać, suknia była wygodna i nawet nadawała się na walkę z demonami.
- Chyba to jest jedyna sukienka, która się nadaje. – Sophie pomogła założyć dziewczynie gorset i sukienkę.
- Upinamy włosy? – Sophie ułożyła włosy blondynki w koka. Eva przyjrzała się temu i powiedziała:
- Jeżeli mam robić za ochroniarza to wypadałoby, żeby włosy były związane. Tylko masz to zrobić tak, żebym nie miała dużo spinek. – Sophie się zaśmiała i wzięła się do roboty. Po chwili fryzura była gotowa.
- Bierzesz parasolkę czy tą laskę, którą zrobił dla Ciebie Henry, w której możesz ukrywać seraficki miecz? – Eva spojrzała na Sophie bezradna. Dziewczyna nie chciała iść na te zakupy ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Musi zrobić to co wymaga od niej Charlott.
- Wydaje mi się, że parasolka będzie lepsza, ponieważ ludzie dziwnie zareagują, gdy zobaczą dziewczynę posługującą się świecącą bronią. – Eva spojrzała na Sophie, która z szafy wyciągnęła czarną parasolkę.
- Co będziesz robić do śniadania?
- Nie mam pojęcia. Ile jeszcze czasu?
- Jakieś dwie godziny. – Eva westchnęła i usiadła na łóżku.
- Najchętniej poczytałabym „Opowieść o dwóch miastach” ale z tego co wiem Will zabrał ją trzy miesiące temu z biblioteki i cały czas u niego jest. Niestety nie mogę tam pójść więc będę się zastanawiać nad tym co zrobiłam.
- Dlaczego nie możesz tam iść? Will pewnie śpi. Obie wiemy jak bardzo uwielbia sobie pospać. – Eva spojrzała na Sophie, która się uśmiechała i zaczęła się zastanawiać nad tym czy może pójść do jego pokoju.
- A co jeśli jednak nie śpi?
- Nie dowiesz się, jeżeli nie spróbujesz. – Powiedziała Sophie i wyszła. Eva posiedziała jeszcze chwilę w samotności a następnie skierowała swoje kroki w stronę pokoju Willa. Kiedy znalazła się już pod drzwiami do jego pokoju cicho je otworzyła i zajrzała do środka. Zobaczyła, że Will jeszcze spał. Eva podeszła po cichu do biurka i już miała chwytać książkę, gdy usłyszała zaspany głos Willa:
- Eva? – Dziewczyna odwróciła się do niego i na Niego spojrzała. Chłopak był zdziwiony tym, że nie zastał jej w łóżku. – Czemu jesteś już ubrana? – Dodał Will, kiedy już usiadł na łóżku przeczesując ręką swoje czarne włosy.
- Ja stwierdziłam, że najlepiej będzie, gdy wyjdę stąd od razu po obudzeniu, ponieważ nie chciałam, aby ktoś nas zobaczył. – Powiedziała Eva i spojrzała na Willa, który zastanawiał się nad jej słowami.
- Jest noc. Nikt by Cię tutaj nie zauważył. Był inny powód twojej ucieczki.
- Ne całkiem noc. Za jakieś dwie godziny mamy śniadanie więc co niektórzy mogą już nie spać. – Sophie na przykład, pomyślała Eva. Will owinął się w biodrach prześcieradłem i podszedł do dziewczyny. Eva spojrzała w okno po to by uniknąć jego wzroku. Chłopak chwycił ją za podbródek i odwrócił jej głowę w jego stronę tak, że dziewczyna patrzyła teraz na niego. Następnie schylił się, żeby ją pocałować. Jednak Eva odwróciła szybko głowę tak, że jego  usta otarły się o jej policzek.
- Nie możemy. – Powiedziała Eva.
- Dlaczego? W nocy  Ci się podobało.
- Dobrze wiesz dlaczego. – Eva odsunęła się od Willa. – Jeżeli ktokolwiek by się dowiedział nie tylko my byśmy mieli kłopoty ale także Charlott. Nie dajmy Benedyktowi kolejnego powodu do gnębienia Charlott i Henrego. – Will przyglądał się chwilę blondynce a następnie powiedział:
- Masz rację. Nie powinniśmy. Nie mam zamiaru udawać się do Idrysu, ponieważ Tobie zachciało się krótkiego romansu. – Słowa Willa rozłościły Eve.
- Mi się zachciało romansu?! To ty mnie pocałowałeś pierwszy a nie ja Ciebie!
- Jednak to ty prosiłaś mnie, abym nie przestawał. Mogłaś mnie odsunąć, przerwać pocałunek ale ty nic nie zrobiłaś. Przepraszam, zrobiłaś. Zgodziłaś się na to co stało się w nocy więc nie zwalaj teraz całej winy na mnie! – Will krzyknął tak głośno, że Eva się go wystraszyła.
- Mam Cię dość! Chyba nie potrzebnie próbowałam przekonać Cię do tego, że nie jesteś potworem, bo nim jesteś! – Powiedziała Eva i wybiegła z pokoju. Biegiem pokonała odległość pomiędzy pokojem Willa a jej własnym. Weszła do pokoju, trzasnęła drzwiami i rzuciła się na łóżku. Chciało jej się płakać ale nie mogła. Była za bardzo na niego zła. Chwilę potem podniosła się z łóżka i kopnęła krzesło, które od razu się przewróciło. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i do jej pokoju wszedł Jem  ubrany już do śniadania. Eva spojrzała na niego zła. Chłopak podszedł do niej powoli i złapał ją za dłoń.
- Co się stało? – Jego głos był łagodny ale także pełen niepokoju.
- Po prostu pokłóciłam się z Willem. Znowu. – Jem wiedział, że dziewczyna kłamie ale nie chciał wypytywać się jej o wszystko. – Ja nie potrafię go zrozumieć. Czy to nie to powinno być podstawą bycia parabatai? Rozumienie tego drugiego?
- Oboje wiemy, że Will ma jakiś kłopot, o którym nie chce nikomu powiedzieć. Odtrąca wszystkich od siebie. Wszystkich na których mu zależy. Zgaduję, że ma powód, aby się tak zachowywać.
-Zrozum, że ja już tak dłużej nie mogę. Nie potrafię udawać, że wszystko jest w porządku, gdy on się tak zachowuje. Do tego jeszcze ten list.
- Jaki list? – Jem postawił sobie krzesło tak, że siedział naprzeciwko blondynki, która zajmowała miejsce na łóżku.
- Trzy dni temu dostałam list, a raczej zaproszenie na roczny wyjazd do Idrysu. Miałabym tam normalnie trenować. Mogłabym nawet zabrać ze sobą Willa, ponieważ nie mogą rozdzielić parabatai. Miałam nadzieję, że uda mi się namówić Willa. Jednak wczorajsze wydarzenia uświadomiły mnie, że nie mogę zostawić Charlott. Sprawa Tessy jest poważna. Może nawet poważniejsza niż wszyscy uważają. Nie wiem co mam robić. Może roczna rozłąka z Willem spowodowałaby, że nasze stosunki by się polepszyły?
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Jednak wydaje mi się, że Will potrzebuje Cię na swój własny a nawet chory sposób. Możliwe, że gdybyś wyjechała on całkowicie by się załamał i coś sobie zrobił. On Cię potrzebuje, nie możesz go zostawić.- Eva spojrzała najpierw na Jema a następnie na okno. Eva zauważyła, że na dworze zrobiło się już jasno, co oznacza, że niedługo rozpocznie się śniadanie.
- Nie chcę go zostawiać ale już nie mam siły. Nie potrafię się z nim dogadać. Za każdym razem, gdy stanie się coś dobrego on wtedy staje się zły, wredny i odpycha mnie od siebie. Tobie chociaż coś mówi mi nic. Zawsze tylko tłumaczy, że to co robi to po to, bym była bezpieczna. Tylko, że ja mam już dosyć takiej ochrony! Ja chce mu pomóc. – Eva schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Jem usiadł obok niej na łóżku i ją przytulił. Jem gładził ją po plechach nic nie mówiąc do momentu, aż Eva przestała płakać.


W trakcie śniadania panowała cisza. Tessa spoglądała na wszystkich po kolei. Will grzebał w jajecznicy widelcem. Eva i Jem jedli powoli. Charlott wyglądała jakby nad czymś się zastanawiała. Henry wyglądał tak jakby był w innym świecie. Tylko Jessamine była zadowolona i to właśnie ona odezwała się tego poranka pierwsza:
- Nareszcie będę mogła zająć się tym co robią prawdziwe damy a nie tylko siedzieć tutaj i słuchać o zabijaniu demonów.
- Pragnę Ci przypomnieć Jessie, że nie jesteś dama tylko Nocnym Łowcą. – Jessamine spojrzała na Charlott zezłoszczona.
- Usłyszenie prawdy z rana nie pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu organizmu. – Wtrącił Will.
- Jestem damą a nie Nocnym Łowcą. Powinniście w końcu to zaakceptować.
- Tak jak, że niebo jest niebieskie? – Zapytał się Will.
- Ja nigdy nie zaakceptowałem, że niebo jest niebieskie. Według mnie ma różne kolory. To zależy od punktu widzenia. Nie sądzisz tak Williamie? – Jem zwrócił się do Willa.
- Zgadzam się z Tobą całkowicie mój drogi przyjacielu… - Will chciał coś jeszcze powiedzieć ale Jessie mu przerwała.
- Przestańcie! Czy wy zawsze musicie się ze mnie śmiać? Eva powiedz coś swojemu parabatai. – Jessamine zwróciła się do blondynki, która spojrzała na nią zszokowana.
- Will mówię Ci coś. – Na te słowa Will się zaśmiał. Eva spojrzała na niego jednak ten nawet na nią nie spojrzał.
- Myślałam, że będziesz chętniejsza do pomocy ale ty zmieniłaś się, ponieważ za dużo przebywasz z Willem i Jamesem. Powinnaś mnie zrozumieć, bo też jesteś dziewczyną.
- Jessamine jadę z Tobą i Tessą na zakupy więc nie wymagaj ode mnie, że będę Ci pomagać. – Odrzekła Eva nie patrząc na dziewczynę.
- Właśnie co do tych zakupów. Mam nadzieję Jessamine, że będziesz miła dla Panny Tessy i pomożesz jej wybrać idealne dla niej suknie. – Zwróciła się Charlott do Jessamine.
- Oczywiście. – Powiedziała Jessamine. Po kilku minutach Tessa i Jessamine opuściły jadalnie po to by ubrać płaszcze. Eva miała już wychodzić, gdy zawołała ją Charlott.
- Mam nadzieję, że nie myślisz, że to jakaś kara ode mnie wysyłając Cię na te zakupy. Oczywiście zależy mi na waszym bezpieczeństwie ale także chcę, żebyś rozejrzała się po okolicy. Z tego co wiem, sklep do którego chce się udać Jessie jest blisko klubu Pandemonium. Mogłabyś się rozejrzeć i powiedzieć czy nie zauważyłaś czegoś podejrzanego.
- Z tego co wiem to klub Pandemonium jest w dzień zamknięty ale jeżeli chcesz to rozejrzę się. Wolę chodzić po ulicy niż siedzieć w jednym sklepie z Jess.
- Dziękuję. – Powiedziała Charlott i ścisnęła dłoń blondynki.

Eva, Tessa i Jessamine siedziały w powozie, który był prowadzony przez Thomasa. Jessamine ciągle mówiła o sukniach, które pokaże Tessie, jednak nikt jej nie słuchał. Eva patrzyła na Tesse, która spoglądała w okno. Nie ufała jej, to było pewno. Niby dlaczego miałaby zaufać komuś kogo zna niecały dzień. Zachowanie Tessy było dla blondynki podejrzane. Nie uwierzyła w jej bajeczkę o porwanym bracie i tym, że jakiś Mistrz chciał ją poślubić. Według tego co mówiła Tessa, była ona przetrzymywana przez Mroczne Siostry po to, by poślubiła Mistrza. Niestety nikt nie wiedział kim jest ten Mistrz. Eva widziała suknię ślubną w jednym z pokoi u Mrocznych Sióstr, jednak nie wierzyła, że ktoś zechcę ją poślubić.
- Eva słyszysz mnie. – To była Jessamine, która chciała coś od dziewczyny.
- Przepraszam. Mówiłaś coś?
- Co się z Tobą dzieje? Czemu jesteś nieprzytomna?
- Jessie, ja naprawdę nie mam ochoty na kłótnie. Jak pewnie dobrze wiesz nie chcę tutaj być więc powiedz mi to co chcesz i daj mi spokój.
- Chciałam wiedzieć czy masz już suknię na bal bożonarodzeniowy?
- Tak Jessie, mam już sukienkę.
Po kilku minutach powóz zatrzymał się a Thomas otworzył drzwi. Pierwsza opuściła powóz Jessamine, następna była Tessa a Eva wyszła na końcu.
- Wszystko będzie w porządku. – Powiedział Thomas do niej po cichu a Eva uśmiechnęła się do niego w podzięce za te słowa. Eva lubiła Thomasa. Był on w Instytucie jeszcze przed jej przyjazdem. Został przeszkolony jako Nocny Łowca. Może nie miał tak dokładnych treningów jak oni ale wiedział to co mu potrzebne. Zajmował się czyszczeniem broni, naprawami w domu, oporządzał konie i robił za ich szofera. Z tego co zauważyła Eva, Thomas był zakochany w Sophie, jednak nie chciał się do tego przyznać. Jessamine  i Tessa weszły do sklepu a Eva została na zewnątrz rozglądając się po okolicy.
- A ty co będziesz robił przez ten czas Thomasie? – Eva spojrzała na chłopaka. Miał on dwadzieścia pięć lat.
- Panicz Herondale poprosił mnie abym odebrał zamówione przez niego miecze. Jest to nie daleko więc myślałem, że się przejdę ale jeżeli panienka potrzebuje mojego towarzystwa to zostanę.
- Nie musisz zostawiać. Ja najprawdopodobniej też się przejdę więc możesz spokojnie odbierać zamówienie  Willa. – Thomas uśmiechnął się do niej i odszedł. Eva rozejrzała się po okolicy ale nic dziwnego nie zauważyła. Eva odwróciła się w stronę sklepu i przez szybę spojrzała na Jessamine i Tesse, które przeglądały różne sukienki. Jessamine wyglądała jakby była do tego stworzona. Biegała od wieszaka do wieszaka i przykładała do siebie różne suknie. Tessa stała przy jednym wieszaku i spoglądała na jedną suknie. Nagle Tessa odwróciła się do blondynki i uśmiechnęła się do niej. Eva wykrzywiła usta w pół uśmiechu i kiwnęła głową.
- Ale na pewno chce Pan tam iść Panie Lightwood? – Na te słowa Eva spojrzała w kierunku, z którego pochodziły. Stał tam Benedykt Lightwood razem z jakimś mężczyzną. Eva go nie znała.
- Dlaczego zadajesz takie głupie pytania? Chyba oczywiste jest to, że przyjechałem do Pandemonium w wiadomym celu.
- Oczywiście Panie. – Benedykt ruszył razem z nieznajomym mężczyzną w kierunku Pandemonium a Eva ruszyła za nimi. Mężczyźni weszli do klubu. Eva zauważyła, że przed wejściem stoi jakiś mężczyzna, który najprawdopodobniej robi za ochroniarza. Eva wiedziała, że jej nie wpuszczą, ponieważ jest to klub dla Podziemnych a nie dla Nefilim ale nie miała innego wyjścia jak spróbować, ponieważ obiecała to Charlott. Eva podeszła do mężczyzny, który ją zatrzymał.
- Kobiet nie wpuszczamy. – Powiedział poważnym głosem.
- Ja muszę tam wejść. – Mężczyzna spojrzał na nią. Jego wzrok utkwił na jej szyi. Eva spojrzała tam  i zobaczyła kawałek runy.
- Jesteś jednym z nich. Nefilim.
- Nie da się ukryć. Skoro wiesz kim jestem pewnie jesteś świadomy tego, że bardzo szybko mogę Cię pokonać jeśli dobrowolnie mnie nie wpuścisz. – Mężczyzna zaśmiał się na słowa dziewczyny.
- Nie będzie takiej potrzeby, ponieważ ja was szanuję. Moja kuzynka pracuje dla jednych Nocnych Łowców i bardzo sobie ich chwali. Więc Cię wpuszczę. – Eva uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Miło mi to słyszeć. Jednak skoro tak bardzo nas lubisz nie chcesz mi powiedzieć po co wchodzili tutaj Ci mężczyźni?
- Wchodzili tutaj w wiadomym celu. Mogę Cię tam zaprowadzić. Jednak uprzedzam to nie jest miejsce dla dam.
- Ja nie jestem damą. Ja jestem Nocnym Łowcą. – Powiedziała Eva i poszła za mężczyzną. W momencie, gdy Eva weszła do klubu doznała szoku. Słyszała wiele historii mówiących o tym co się dzieje w Pandemonium ale nikt nigdy nie wspominał, że jest to burdel. Eva przyglądała się mężczyzną siedzącym na kanapach i kobietach, które przylegały do ich ciał. Od razu pomyślała o sobie i Willu a także ich  wspólnej nocy. To co oni przeżyli nie było w żadnym stopniu tak upokarzające i niestosowne jak to co działo się tutaj. Jednak nie to przykuło uwagę dziewczyny. Kobiety, które oferowały swoje usługi to nie były Przyziemne tylko demony. Kobiety demony. Nagle przypomniały jej się słowa mężczyzny, że Benedykt wszedł tutaj w wiadomym celu.  Eva zastanawiała się czy on też korzystał z tych usług. Wiadomo było, że jego żona zmarła już dawno temu ale nikt by go o to nie posądził a na pewno nie Eva. Nagle mężczyzna, który ją tutaj wprowadził stanął i spojrzał w prawą stronę. Eva odwróciła tam wzrok i zauważyła Benedykta Lightwooda, jakiegoś innego mężczyznę a także trzy kobiety demony.
- Jesteś pewny, że chcesz je wszystkie? Podobno są chore? – Powiedział mężczyzna obok Benedykta. Eva przyjrzała mu się dokładnie i zauważyła, że jest to wampir.
-Nie przesadzaj de Quincey. Oboje wiemy, że nie obchodzi cię to co się ze mną stanie. Musisz tylko zarobić a ja muszę odreagować.
- Co odreagować, jeśli można spytać?
- Wczoraj było spotkanie Rady. Znowu musiałem znosić to, że ta kobieta rządzi Instytutem a nie ja a także udawać, że obchodzi mnie to co się obecnie dzieje. Dodatkowo jeszcze ten chłopak. Herondale, jeżeli dobrze pamiętam.
- A co takiego się dzieje, że musieliście zwoływać zebranie? – Eva zauważyła, że Benedykt na chwilę się zamyślił.
- Nie Twój interes wampirze. Ty masz mi tylko zapewnić odpowiednie towarzystwo. – Powiedział Lightwood i odszedł razem z kobietami. Wampir odszedł w innym kierunku a mężczyzna, który tutaj ją wprowadził odwrócił się do dziewczyny.
- Chce Pani coś jeszcze zobaczyć? – Zwrócił się do niej.
- Nie, to mi wystarczy. – Odrzekła Eva.
- W takim razie odprowadzę Panią do drzwi. – Ruszył w stronę wyjścia a Eva poszła za nim. Po chwili Eva stała już zewnątrz klubu Pandemonium.
- Wiesz może jak często przychodzi tutaj ten mężczyzna?
- Minimum raz w tygodniu. Raz przyprowadził ze sobą chłopaka mniej więcej w Pani wieku, jednak chłopak wyszedł po chwili i już więcej się tutaj nie pokazał. Był nawet do niego podobny. Czasami przychodzi dwa razy w tygodniu. Jednak od jakiegoś miesiąca zaczął przychodzić prawie codziennie.
- Dziękuję Ci za to co dla mnie zrobiłeś. Mam  tylko prośbę, żebyś nikomu nie powiedział, że tutaj byłam.
- Oczywiście. – Odrzekł mężczyzna a Eva odeszła w stronę sklepu z sukienkami.
To co zobaczyła w klubie dało jej do myślenia. Po pierwsze co Benedykt robił w Pandemonium? Po drugie dlaczego przyprowadził ze sobą do tego miejsca Gabriela? Jednak najbardziej interesowało ją to dlaczego wampira obchodziły tak bardzo sprawy, które dzieją się w Instytucie. Eva podeszła do powozy przy, którym stał już Thomas. Chłopak uśmiechnął się na jej widok.
- Zauważyła Pani coś ciekawego?
- Nawet nie wiesz jak bardzo ciekawego Thomasie, nawet nie wiesz jak.
- W takim razie Pani Branwell będzie bardzo zadowolona. – Eva spojrzała na Thomasa, który w ręku trzymał pakunek.
- To są te noże?
- Tak. Podobno są one bardzo wyjątkowe. Tak mówi panicz Herondale, jednak ja za bardzo się na tym nie znam. – Eva dotknęła ramienia Thomasa i powiedziała:
- Nie martw się, ja też nie znam się na tym co mówi Will. Możesz mi wierzyć. Mam prośbę. Mógłbyś nie wspominać o tym, że coś zauważyłam przy Jessie i Tessie?
- Oczywiście. – W tym momencie ze sklepu wyszła Tessa i Jessie. Eva zauważyła tylko jedną torbę.
- Gdzie macie sukienki?
- Wszystkie suknie zostały zamówione i będą do odebrania za tydzień. Na razie kupiłyśmy tylko potrzebne Tessie, po resztę będzie musiał przyjechać Thomas.
- Oczywiście, jak sobie panienka życzy. – Thomas otworzył drzwi i dziewczyny weszły do środka. Przez całą podróż Eva do nikogo się nie odzywała. Chciała się jak najszybciej znaleźć w Instytucie i opowiedzieć o wszystkim Charlott. Po kilkunastu minutach powóz w końcu się zatrzymał i dziewczyny weszły do Instytutu. Eva od razu skierowała się do gabinetu Charlott ale nie zauważyła jej tam. Eva zauważyła Sophie, która szła właśnie do kuchni.
- Sophie, nie widziałaś może Charlott?
- Pani Branwell jest w salonie razem z Willem i Jamesem, którzy wrócili właśnie z domu Mrocznych Sióstr. – Eva nie czekając pobiegła do salonu. Otworzyła drzwi i zobaczyła, że w pomieszczeniu jest Charlott, Henry, Jem i Will. Charlott spojrzała na Eve zszokowana.
- Eva, co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha? – Powiedziała Charlott.
- Ducha może nie ale cos lepszego. Widziałam Benedykta Lightwooda w Pandemonium.
- Siadaj i opowiadaj. – Eva zajęła miejsce wskazane przez Charlott i zaczęła opowiadać to co zobaczyła.
- To nie możliwe. Benedykt nienawidzi demonów i Przyziemnych. To do Niego nie pasuje. – Powiedziała Charlott po tym jak już usłyszała całą historię.
- Mi też to nie pasowało ale, gdybyś tylko mogła go zobaczyć. Benedykt nie wyglądał na kogoś kto był tam pierwszy raz. Rozmawiał z tym wampirem jakby już długo się znali.
- De Quincey jest jednym z ważniejszych wampirów w Londynie a także naszym sprzymierzeńcem. Nie mogę uwierzyć w to, że nas zdradził. – Powiedziała Charlott.
- Tak na dobrą sprawę to nas nie zdradził. Nie zrobił nic co mogłoby zagrozić Clave. Jedyne czego się dopuścił to zapewnienie Benedyktowi rozrywki. – Odrzekł Will.
- Owszem nie zrobił nic co by mogło zaszkodzić Clave ale powinien donieść nam o zainteresowaniach Benedykta.
- Mnie zastanawia to, po co zabrał ze sobą Gabriela, przecież jako ojciec nie powinien pokazywać się od tej strony synowi. – Powiedział Jem.
- Nie jest pewne, że to akurat Gabriel. Benedykt ma jeszcze jednego syna, starszego od Gabriela, Gideona. – Powiedziała Charlott.
- Tylko, że Gideon szkoli się w Instytucie w Madrycie. Wiem o ty, ponieważ kiedy spotkałam ich pokojówkę. Chyba nazywała się Mary, jeżeli dobrze pamiętam. Z tego co ona mówiła, Gideon wyjechał do Madrytu na rok a mężczyzna, który wpuścił mnie do Pandemonium mówił o ostatnim miesiącu. – Stwierdziła Eva.
- Dodatkowo ten mężczyzna powiedział, że chłopak był w jej wieku. Nie wiem jak wygląda Gideon ale z tego co wiem jest pomiędzy braćmi Lightwood  widoczna różnica. – Powiedział Henry.
- Oczywiście, że jest. Jeden jest kretynem a z drugim idzie czasami porozmawiać ale to Lightwood więc i tak jest zły. – Wtrącił się Will.
- Nie mamy czasu na to by zajmować się Twoją niechęcią do tej rodziny, Will. Musimy coś zrobić. Mogę napisać do Inkwizytora.
- Chcesz zadzierać z Benedyktem? Nie od dawna wiadomo, że chce on Cię pozbawiać funkcji głowy Instytutu. Musimy to inaczej rozegrać.  – Powiedział Will.
- A więc co proponujesz? – Spytała się Charlott.
- Zaprośmy ich do siebie na kolację. Wypytamy się go lekko o jego kontakty z de Quincey’em. – Powiedział Will. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Czy ty jesteś Willem? – Jem spojrzał na niego podejrzanie.
- Nie rozumiem.
- Wczoraj pokłóciłeś się z Benedyktem, obraziłeś jego syna a dzisiaj proponujesz, żebyśmy zaprosili ich do nas na kolację. Will dobrze się czujesz? – Charlott podeszła do niego i położyła mu dłoń na czole. Will zaśmiał się i zabrał rękę Charlott.
- Czuje się dobrze. Chodzi mi o to, że musimy dowiedzieć się prawdy a to jest jedyne wyjście.
- Nie możemy tego zrobić. Benedykt zaczął by nas podejrzewać. Musimy poczekać na rozwój wydarzeń. Jeżeli te kobiety – demony były naprawdę chore to oznacza, że Benedyktowi grozi coś złego. – Powiedziała Charlott.
- Demoniczna ospa! – Krzyknął Will z entuzjazmem.
- Will, już Ci tłumaczyliśmy, że nie ma czegoś takiego jak demoniczna ospa. Zrozum to w końcu. – Powiedziała Eva i na Niego spojrzała. Zauważyła, że chłopak jest zmęczony o czym świadczyły podkrążone oczy.
- Po wszystkich bym się tego spodziewał ale nie po Tobie. Jesteś moim parabatai. Powinnaś wierzyć mi, gdy twierdzę, że demoniczna ospa istnieje.
- Will. Proszę Cię, przestań. Poczekajmy na rozwój wydarzeń. Na razie mamy poważniejsze problemy na głowie. Ja i Henry byliśmy u pracodawcy brata Tessy u Mortmaina. Dowiedzieliśmy się trochę ciekawych rzeczy. – Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. – Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła Sophie.
- Panna Tessa i Panna Jessamine zastanawiają się gdzie są wszyscy?
- Powiedz im, że zjadł nas demon, ponieważ Jessie nie chciała walczyć. – Powiedział Will.
- Will, przestań. Zaraz przyjdziemy Sophie. Możesz już przygotowywać kolację. – Powiedziała Charlott a Sophie opuściła salon.
- Kolację? Już tak późno? – Zdziwiła się Eva i spojrzała w okno. Zobaczyła, że na dworze już się ściemniło.
- Tak, już wieczór. Nie rozumiem jednej rzeczy. – Powiedział Will.
- Jakiej? – Charlott spojrzała na Niego.
- Ty i Henry byliście u Mortmaina. Ja i Jem w domu Mrocznych Sióstr a Eva w klubie Pandemonium i dbała o bezpieczeństwo Tessy i Jessie. Zastanawia mnie to dlaczego my tak ciężko pracujemy a Jessamine chodzi sobie na zakupy?
- Chyba wszyscy wiemy, że powierzenie jakiegoś zadania Jessie mogłoby się źle skończyć. Nie uczestniczyła ona w żadnym treningu już od dwóch lat. Zajmuje się tylko sukienkami. Czasami pomaga mi papierkowej robocie. Nie wymagajmy od kogoś kto nie chce być Nocnym Łowcą aby tak się zachowywał.
- No to skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy to możemy iść. – Powiedział Henry.
W jadalni byli już wszyscy oprócz Charlott i Henrego, ponieważ musieli coś załatwić. Nagle Will wstał z krzesła podszedł do końca stołu, zabrał wolne krzesło i postawił je tak, że stało pod żyrandolem.
- Will, co ty robisz?- Spytała się Eva.
- Mam zamiar naprawić żyrandol.
- Ale żyrandol ma się dobrze. – Odrzekła Eva i podeszła do chłopaka, który stał już na krześle i zaczął majstrować coś przy źródle światła.
- Według mnie coś jest z nim nie tak.
- Proszę Cię, zejdź z tego krzesła za nim zrobisz sobie krzywdę. – Eva złapała Willa za rękę jednak ten ją wyrwał. – Niech Thomas to zrobi.
- Muszę to zrobić. Jestem tak podekscytowany, że muszę coś zrobić.
- Tym czymś ma być naprawa działającego żyrandolu? – Spytał Jem. Will spojrzał na Niego zły.
-  I ty przeciwko mnie. Miałem nadzieję, że mnie zrozumiesz. No sam wiesz, męska solidarność i tak dalej a ty mnie zdradziłeś. Najpierw zdradziła mnie moja parabatai a teraz mój przyjaciel. Dlaczego wszyscy mnie zdradzacie, czuję się takie nie kochany. – Powiedział Will jakby zaraz miał umrzeć. Eva wiedziała, że Will lubi dramatyzować. Mogła nawet stwierdzić, że jest to jego ulubione zajęcie od razu po odpychaniu wszystkich od siebie. Eva spojrzała na Jema, który się do niej uśmiechnął. Oboje wiedzieli, że Will musi się tak zachowywać, bo inaczej niebyły Willem.
- Kiedy dokładnie Cię zdradziłem? – Spytał roześmiany Jem.
- Jak to kiedy? Teraz. Wziąłeś jej stronę. Oboje jesteście w zmowie za moimi plecami. Myślicie, że nie wiem o tym, że jak mówicie, że idziecie spać to czekacie, aż wszyscy zasną a potem jedno przemyka do pokoju drugiego. – Mówił dalej Will swoim dramatycznym głosem.
- Nigdy w życiu nie byłem w jej pokoju w nocy. Tak nie wypada dżentelmenowi, powinieneś o tym pamiętać.
- A ja nigdy nie byłam w pokoju Jema w nocy. – Powiedziała Eva i spojrzała na Willa a dokładniej w jego oczy, w których można było zobaczyć iskierki rozbawienia obecną sytuacją.
- Nie wierzę Wam. Jednak skoro nie chcecie się przyznać nie pozostaje mi nic innego jak zamknięcie tego tematu i wrócić do naprawy żyrandolu.
- Will, pragnę Ci przypomnieć, że ten żyrandol wisi tutaj od lat i, że Charlott bardzo go lubi. – Powiedziała Eva próbując ściągnąć chłopaka na dół. Nagle do jadalni weszła Charlott z plikiem kartek w rękach, kiedy zobaczyła Willa  wydała z siebie zduszony okrzyk i upuściła wszystkie kartki.
- Co ty tam robisz?! – Krzyknęła Charlott.
- Naprawia  żyrandol. – Odpowiedziała Jessamine. Charlott spojrzała na nią a potem powrotem na Willa.
- A co niby jest nie tak z naszym żyrandolem?
- Nie wiem ale poczułem nagłą potrzebę naprawienia żyrandolu. – Powiedział spokojnie Will.
- Mam! Mam! – Krzyczał Henry wbiegając do jadalni.
- Co masz Henry? – Spytał się Jem.
- Fosfor w końcu zaczął działać.
- A co to jest fosfor? – Spytał się Will.
- Jest to światło, dużo jaśniejsze niż magiczne światło. – Powiedział podekscytowany Henry.
- Czyli zrobiłeś jaśniejsze magiczne światło? – Zapytał Will.
- Nie... znaczy tak. Zaraz Wam pokaże. – Nikt nie zdążył zaprotestować a Henry użył swojego wynalazku. Najpierw rozbłysło bardzo jasne światło a potem stały się dwie rzeczy na raz. Zapanowała ciemność i słychać było hałas jakby ktoś spadł z wysokości. Nagle Sophie weszła do jadalni z lampą, która rozświetliła pomieszczenie. Dopiero teraz można było zobaczyć, że Will na skutek krótkiego oślepienia spadł krzesła przygniatając Eve swoim ciałem. Tak, że ich twarze dzieliła tylko odległość paru centymetrów.
- Will, podnieś się szybko. – To była Charlott.
- Tak Will podnieś się, ponieważ przyjdzie tutaj Benedykt Lightwood i zobaczył, że dotykasz swoją parabatai w nieodpowiedni sposób i doniesie na Was Radzie. – Powiedziała Jessamine. Will podniósł się i pomógł wstać dziewczynie.
- Wszystko w porządku? – Szepnął jej na ucho a ona kiwnęła potwierdzająco  głową.  Następnie wszyscy usiedli przy stole.
- Dlaczego ktoś miałby donieść na nich Radzie, przecież są wolnymi ludźmi mogą robić co im się podoba? – Zapytała Tessa.
- To nie jest takie łatwe. Eva i Will są parabatai. Prawo zabrania miłości pomiędzy nimi. Musieli przysiąc, że nigdy, przenigdy pomiędzy nimi nie zrodzi się miłość. – Powiedziała Charlott.
- Kim są parabatai?
- Jest to para Nocnych Łowców, którzy są złączeni specjalnymi runami. Jest to para wojowników. Niektóre runy można użyć tylko, gdy ma się parabatai. O wiele lepiej działamy razem niż osobno. Jedno musi być gotowe do poświęcenia się za drugiego. Gdzie ty tam ja. – Powiedział Will i spojrzał na Eve wymawiając ostatnie zdanie. Żadne z nich nie mogło zaprzeczyć, że temat rozmowy im nie pasował. To co się wydarzyło w nocy było tego powodem.
- Ile mieliście lat, kiedy zostaliście parabatai?
- Czternaście. Oboje. – Odpowiedziała Eva bez patrzenia na Tesse. Aktualna rozmowa zbytnio ją bolała.
- Jak można zmuszać czternastolatków do tego, aby przysięgli, że nigdy się w sobie nie zakochają. Oni są do tego za młodzi. – Will zaśmiał się na wspomnienia tamtych czasów.
- Uwierz mi Tesso, że to nie było trudne. Ja i Eva zbytnio się wtedy nie lubiliśmy więc to nie było dla nas problemem. – Odpowiedział rozbawiony Will.
- A teraz? – W momencie, gdy Eva usłyszała pytanie spojrzała automatycznie na Willa, który wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Chłopak spojrzał na nią i Eva mogła zobaczyć niepewność w jego oczach. Po chwili Will spojrzał na Tesse z uśmiechem i odpowiedział:
- Teraz jesteśmy przyjaciółmi. – Na potwierdzenie swoich słów wziął dłoń blondynki, przyłożył ją sobie do ust i złożył na niej pocałunek. Eva uśmiechnęła się do niego i dyskretnie uwolniła dłoń z uścisku.
- Myślę, że możemy zmienić temat. Panno Tesso jak podobały Ci się zakupy. – Zapytała Charlott a Eva odetchnęła z ulgą. Później rozmowa potoczyła się już spokojnie. Wszyscy chcieli już rozchodzić się do swoich pokoi, gdy do jadalni weszła Sophie i oznajmiła, że ktoś chciałby się widzieć z Tessą.
- Kto to Sophie? – Spytał się Henry.
- Pani Camille Belcourt. – Wszyscy spojrzeli na Charlott, która zastanawiała się nad informacją, którą usłyszała.
- Dziękuję Sophie. Mam nadzieję, że zaprowadziłaś ją do sanktuarium.
- Tak. Już tam czeka.
- Dobrze. Przekaż jej, że zaraz zejdziemy. – Sophie opuściła jadalnie.
- Kim jest Camille? – Zapytała Tessa.
- Camille Belcourt jest wampirzycą. Skontaktowałam się z nią po otrzymaniu bardzo ważnych informacji. Nie sądziłam, że przyjdzie tak szybko. Mam nadzieję, że się z nią spotkasz. Ona nic Ci nie zrobi. Jest na naszym terenie więc obowiązują ją nasze zasady.
- Dobrze. Spotkam się z nią, jeżeli to pomoże odzyskać mi mojego brata. – Powiedziała Tessa i wstała od stołu. Za nią poszła Charlott.
- A my?- Zawołał Will.
- Jeżeli chcecie możecie iść z nami. – Powiedziała Charlott a Eva, Jem i Will ruszyli razem z nią i Tessą. Po chwili wszyscy stali już w sanktuarium. Pomieszczenie nie posiadało okien. Było tylko jedno wyjście. Na kolumnach były narysowane runy układające się w skomplikowane wzory. Na środku wznosiła się kamienna fontanna o okrągłej podstawie. Z oczu anioła ze złożonymi skrzydłami wypływały rzeki łez i z pluskiem wpadały do basenu. Camille siedziała na jednym z krzeseł. Była to piękna kobietach o blond włosach i zielonych oczach. Czerwona suknia podkreślała jej lodowatą skórę.
- Cieszę się, że Pani przybyła. – Powiedziała Charlott. – To jest Panna Theresa Gray, o której Pani wspomniałam w liście. – Camille wstała i podeszła do Tessa. Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy wampirzyca dotknęła jej policzka. Camille zauważyła jej reakcje i się zaśmiała.
- Nie musisz się mnie obawiać córko Lilith. Nie zrobię Ci krzywdy. – Tessa spojrzała na nią zdziwiona.
- Moja matka nazywała się Elizabeth a nie Lilith. – Powiedział Tessa.
- Pani Belcourt nazwała Cię tak, ponieważ tak określa się wszystkich czarowników. Dziećmi Lilith. – Powiedziała Eva. Tessa uśmiechnęła się do niej w podzięce.
- Nie wiadomo czy jestem czarownicą. W sumie to nie wiele wiadomo. W sumie tylko, że umiem zmieniać kształt.
- Wiem o tym i dlatego tutaj jestem. Chcę Wam pomóc. Wiem, że macie mały dylemat, jeżeli chodzi o de Quincey’a. Znam go już wiele lat więcej niż może Wam się wydawać. Musicie na niego uważać jest bardzo niebezpieczny. Można powiedzieć, że jest najgroźniejszym wampirem w Londynie. Wszystkie wampiry mu służą.  Chodzą plotki, że jest przewodniczącym klubu Pandemonium. De Quincey żył długo przed porozumieniami a dlatego ich tak bardzo nienawidzi. Tak samo jak was, Nefilim.
- Jak można nas nie lubić skoro jesteśmy tacy wspaniali? – Zapytał się Will.
- William Herondale. Zastanawiam się dlaczego nie poznałam Cię od razu. – Camille zwróciła się do Willa.
- Znacie się? – Spytała się Eva.
- Poznaliśmy się w Pandemonium. Wygrał ode mnie trochę pieniędzy podczas gry w karty. – Odpowiedziała Camille.
- Byłeś w Pandemonium? – Charlott spojrzała na Niego.
- Byłem ciekawy. Tyle. Nic złego się nie stało. – Powiedział Will.
- Wracając do de Quincey’a. Organizuje on przyjęcie za dwa dni w swoim domu. Powinno to Was zainteresować, ponieważ często widziałam tam Pan brata Nathaniela. – Tessa spojrzała na nią zszokowana.
- Widziała Pani mojego brata? Czy on żyje?
- Jakieś dwa tygodnie temu był jeszcze żywy. Myślę, że ktoś z Was powinien iść na jego przyjęcie. – Powiedziała Camille.
- Niby jak mamy wejść na przyjęcie pełne wampirów? – Spytała się Eva.
- Czasami trzeba użyć odrobiny magii. – Szepnęła dziewczynie na ucho Camille i spojrzała na Tesse.
- Ona? Nie rozumiem. – Odrzekła Eva.
- Panna Gray mogłaby się we mnie przemienić i pójść jako ja na przyjęcie i tam poszukać swojego brata.
- Chce Pani, żeby Tessa poszła sama na przyjęcie pełne wampirów? – Spytała ją Charlott.
- Oczywiście, że nie sama, przecież może ze sobą zabrać Nocnych Łowców. Wiadomo wasza trójka byłaby odpowiednia ale nie dam rady od razu wprowadzić was wszystkich. – Spojrzała na Jema, Willa i Eve. -  Myślę, że ty Williamie mógłbyś być ludzkim niewolnikiem. Jesteś piękny. Najbardziej ich przypominasz. A ta dziewczyna... przepraszam ale nie znam Twojego imienia...- Camille spojrzała na Eve.
- Eva. – Camille uśmiechnęła się.
- A ty Evo mogłabyś robić za wampira. Z Twoimi włosami byłabyś idealną wampirzycą. – Camille chwyciła blond pukiel włosów dziewczyny i owinęła go sobie wokół palca. Eva nie zauważyła, kiedy pięknie ułożona przez Sophie fryzura została zniszczona.
- Wydaje mi się, że jest pewien problem. – Wtrącił Will. – Moja parabatai ma serce, które bije a z tego co wiem wampiry potrafią wyczuć bicie serca.
- Ależ to nie jest problem. Mój dobry znajomy Magnus Bane, który jest czarownikiem może przygotować miksturę, która spowolni bicie serca do jednego uderzenia na minutę. Niestety eliksir  ma ograniczone działanie. Z tego co mi mówił. Eliksir może działać przez godzinę. – Powiedziała zadowolona Camille. Eva się przestraszyła. Nie chciała pić żadnej podejrzanej mikstury. Dziewczyna spojrzała na Willa, który teraz się jej przyglądał.
- Skąd mamy wiedzieć, że ten eliksir jej  nie zabije? – Spytała się Charlott.
- Myślałam, że wie Pani, że Magnus Bane jest bardzo utalentowanym czarownikiem. Mogę Panią zapewnić, że to nie pierwszy raz będzie przyrządzał tą miksturę. Jednak decyzja należy do Pani. – Camille spojrzała na Eve. – Zgodzi się Pani przyjąć moja propozycję? – Eva nie zastanawiała się, ponieważ wiedziała, że zaraz pojawią się wątpliwości.
- Zgadzam się.

_________________________
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ale nie miałam czasu.
Miałam wstawić go wczoraj wieczorem ale internet nie działał.
Przepraszam za błędy.
Mam nadzieję, że się podoba:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz