niedziela, 27 lipca 2014

Hej

Hej,
Chciałabym przeprosić za tak długie nie dodawanie nowego rozdziału ale miałam poważne problemy z internetem. Rozdział dodam w tym tygodniu, ponieważ mam już normalny internet a nie bezprzewodowy więc nie będzie problemu. Mam nadzieję, że za bardzo się nie gniewacie.

środa, 16 lipca 2014

Rozdział VIII

Eva obudziła się nad ranem.  Nie musiała otwierać oczu po to, by wiedzieć co zobaczy. W momencie, gdy podniosła powieki w pokoju było jeszcze ciemno. Eva spojrzała na Willa, który spał na plecach. Jego czarne włosy opadały mu na oczy a klatka piersiowa unosiła się spokojnie. Wyglądał jak bezbronny chłopak a nie tak jak zawsze, gotowy do walki. Eva nie chciała wstawać ale wiedziała, że musi, ponieważ nie chciała, aby ktoś ją zobaczył wychodzącą z pokoju Willa. Eva spróbowała się podnieść ale na jej brzuchu znajdowała się ręka chłopaka. Podniosła ją i położyła na poduszce a następnie ostrożnie wstała z łóżka. Jako, że miała już na sobie halkę, chwyciła swoje buty  i suknię i po cichu wymknęła się z pokoju chłopaka. Przebiegła szybko do swojego pokoju, uważając, żeby nikt jej nie zauważył. Weszła do swojego pokoju i zamknęła drzwi.
- Gdzie byłaś? – To była Sophie. Eva wiedział
a, że nie ma po co kłamać, ponieważ Sophie i tak jej nie uwierzy. Eva spojrzała na Sophie, która siedziała na krześle przy jej biurku.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
- Zadajesz mi to pytanie już drugi raz a nawet nie minął jeden dzień. – Powiedziała Sophie i spojrzała na Eve zaniepokojona. – Ja słyszałam to co się stało w jadalnie podczas kolacji. Dodatkowo Jem powiedział mi o wszystkim ale według mnie to nie powód, aby łamać prawo. – Eva spojrzała na dziewczynę i wiedziała, że to co mówi Sophie jest prawdą.
- To stało się nagle. Ja nie wiedziałam co robię. Nawet się nad tym nie zastanowiłam. To po prostu się stało. – Powiedziała Eva i usiadła na łóżku.
- Czy Will zmusił Cię do tego?
- Nie. – Sophie pokiwała głową dając dziewczynie znak, że wszystko rozumie.
- Chce się panienka wykąpać? – Zapytała Sophie a Eva spojrzała na nią zła.
- Co mówiłam na temat odzywania się do mnie? Żadnego panienko czy Pani. Masz mnie nazywać po imieniu. – Eva spojrzała na Sophie, która się teraz do niej uśmiechnęła. – I tak. Chcę się wykąpać.
- Już szykuję kąpiel. – Powiedziała Sophie i zabrała się do pracy. Po kilku minutach Eva była już zanurzona w ciepłej wodzie i zaczęła się zastanawiać nad tym co się stało. Wiedziała, że to co zrobiła było złe ale nie mogła nic na to poradzić. Stało się. Nie da się cofnąć czasu. Jedną z najgorszych rzeczy było to, że Eva wcale tego nie żałowała. Podobało jej się ale wiedziała, że to nie może już się nigdy powtórzyć. Musi odsunąć od siebie Willa. Zawsze on to robił, teraz kolej na nią. Niestety dziewczyna nie wiedziała jak to zrobić. Musiała go okłamać. Problem  w tym, że Will zawsze wiedział kiedy dziewczyna kłamie. Niestety Eva nie miała innego wyboru. Musiała spróbować. Nagle Eva usłyszała głos Sophie:
- Pani Branwell powiedziała, żebym wybrała jakąś suknię z Twoich i dała ją Tessie, ponieważ ona nie ma żadnych. Dopiero dzisiaj się po nie wybiera. Zgadzasz się na to? – Eva zakładała na siebie halkę. Zdenerwowało ją to, ze musi dzielić się ubraniami z Tessą ale skoro Charlott tak postanowiła to nie było możliwości sprzeciwu.
- A suknie Jessie? – Zapytała Eva podchodząc do Sophie, która właśnie siedziała na łóżku.
- Suknie Panny Jessamine są na Pannę  Gray za małe. – Odpowiedziała Sophie a Eva podeszła do szafy. Nie chciała dać jej żadnej z nowych sukienek.
- Jak myślisz, czy sukienka, którą nosiłam jak miałam dwanaście lat będzie dobra. – Eva spojrzała na Sophie, która zaśmiała się na jej słowa a następnie podeszła do dziewczyny. Pogrzebała przez chwilę w szafie i wyjęła starą suknię dziewczyny. Miała ona może z rok albo nawet półtora. Była zielona z długimi rękawami i bez żadnych dodatków. Najprostsza suknia jaką Eva posiadała u siebie w szafie.
- A ta? – Zapytała Sophie.
- Ta może być. Jeżeli dobrze pamiętam Will wylał na nią wino. – Powiedziała Eva i uśmiechnęła się do Sophie.
- Pani Branwell była na niego bardzo zła, ponieważ uwielbiała tą sukienkę.
- A ja jej nie lubiłam. – Eva usiadła na łóżku i zaczęła rozczesywać swoje włosy. Sophie usiadła na krześle i zaczęła czyścić suknię.
- Jest coś jeszcze o czym Ci nie powiedziałam. – Eva spojrzała na Sophie przestraszona. – Pani Branwell kazała Ci przekazać, że jedziesz na zakupy z Jessamine i Tessą. Dodatkowo to nie podlega dyskusji.
- Po co mam z nimi jechać? Charlott doskonale wie, że ja nie lubię chodzić na zakupy z Jessamine. Dodatkowo mam iść jeszcze z Tessą. Charlott chyba naprawdę mnie nie lubi. – Sophie zaśmiała się gdy usłyszała słowa dziewczyny.
- Jestem pewna, że Pani Branwell Cię lubi. Twoim zadaniem jest pilnowanie Jessamine i Tessy na zakupach.- Eva spojrzała na sufit i wyciągnęła ręce do góry.
- Aniele stworzyłeś nas po to, byśmy chronili świat przed złem a nie Nocnych Łowców przed samymi sobą. – Eva opuściła ręce i spojrzała na Sophie. – Dlaczego mam robić za ich opiekunkę, przecież Jessie też jest Nocnym Łowcą.
- Wiesz jaki stosunek do Nefilim ma Jessamine, gdyby tylko mogła zrzekłaby się tego i zaczęła żyć normalnie. – Eva musiała znowu przyznać Sophie rację. Jessamine na każdym kroku podkreślała swoją niechęć do tego kim jest. Wolałaby żyć normalnie, daleko od świata cieni. Niestety nie było to możliwe.
- Wiem ale co Charlott sobie myśli? Chce, żebym w środku dnia wyszła do ludzi w pełnym stroju nocnego łowcy? Mam po ulicach Londynu biegać w spodniach? Dobrze wiesz, że wszystkie babcie zabiłyby mnie za to, że chodzę po ulicy w takim stroju.
- Możesz ubrać jakąś lekką sukienkę a nie te ciężkie. – Sophie podeszła do szafy i wyjęła z niej niebieska sukienkę z długimi ramionami i falbanami na spódnicy. Eva popatrzyła na suknię i westchnęła. Nie wyrzuciła tej sukni, tylko, dlatego że dostała ją rok temu z okazji Bożego Narodzenia od Henrego i nie chciała robić mu przykrości. Założyła ją raz albo dwa i następnie trafiła do szafy. Jedno Eva musiała przyznać, suknia była wygodna i nawet nadawała się na walkę z demonami.
- Chyba to jest jedyna sukienka, która się nadaje. – Sophie pomogła założyć dziewczynie gorset i sukienkę.
- Upinamy włosy? – Sophie ułożyła włosy blondynki w koka. Eva przyjrzała się temu i powiedziała:
- Jeżeli mam robić za ochroniarza to wypadałoby, żeby włosy były związane. Tylko masz to zrobić tak, żebym nie miała dużo spinek. – Sophie się zaśmiała i wzięła się do roboty. Po chwili fryzura była gotowa.
- Bierzesz parasolkę czy tą laskę, którą zrobił dla Ciebie Henry, w której możesz ukrywać seraficki miecz? – Eva spojrzała na Sophie bezradna. Dziewczyna nie chciała iść na te zakupy ale wiedziała, że nie ma wyjścia. Musi zrobić to co wymaga od niej Charlott.
- Wydaje mi się, że parasolka będzie lepsza, ponieważ ludzie dziwnie zareagują, gdy zobaczą dziewczynę posługującą się świecącą bronią. – Eva spojrzała na Sophie, która z szafy wyciągnęła czarną parasolkę.
- Co będziesz robić do śniadania?
- Nie mam pojęcia. Ile jeszcze czasu?
- Jakieś dwie godziny. – Eva westchnęła i usiadła na łóżku.
- Najchętniej poczytałabym „Opowieść o dwóch miastach” ale z tego co wiem Will zabrał ją trzy miesiące temu z biblioteki i cały czas u niego jest. Niestety nie mogę tam pójść więc będę się zastanawiać nad tym co zrobiłam.
- Dlaczego nie możesz tam iść? Will pewnie śpi. Obie wiemy jak bardzo uwielbia sobie pospać. – Eva spojrzała na Sophie, która się uśmiechała i zaczęła się zastanawiać nad tym czy może pójść do jego pokoju.
- A co jeśli jednak nie śpi?
- Nie dowiesz się, jeżeli nie spróbujesz. – Powiedziała Sophie i wyszła. Eva posiedziała jeszcze chwilę w samotności a następnie skierowała swoje kroki w stronę pokoju Willa. Kiedy znalazła się już pod drzwiami do jego pokoju cicho je otworzyła i zajrzała do środka. Zobaczyła, że Will jeszcze spał. Eva podeszła po cichu do biurka i już miała chwytać książkę, gdy usłyszała zaspany głos Willa:
- Eva? – Dziewczyna odwróciła się do niego i na Niego spojrzała. Chłopak był zdziwiony tym, że nie zastał jej w łóżku. – Czemu jesteś już ubrana? – Dodał Will, kiedy już usiadł na łóżku przeczesując ręką swoje czarne włosy.
- Ja stwierdziłam, że najlepiej będzie, gdy wyjdę stąd od razu po obudzeniu, ponieważ nie chciałam, aby ktoś nas zobaczył. – Powiedziała Eva i spojrzała na Willa, który zastanawiał się nad jej słowami.
- Jest noc. Nikt by Cię tutaj nie zauważył. Był inny powód twojej ucieczki.
- Ne całkiem noc. Za jakieś dwie godziny mamy śniadanie więc co niektórzy mogą już nie spać. – Sophie na przykład, pomyślała Eva. Will owinął się w biodrach prześcieradłem i podszedł do dziewczyny. Eva spojrzała w okno po to by uniknąć jego wzroku. Chłopak chwycił ją za podbródek i odwrócił jej głowę w jego stronę tak, że dziewczyna patrzyła teraz na niego. Następnie schylił się, żeby ją pocałować. Jednak Eva odwróciła szybko głowę tak, że jego  usta otarły się o jej policzek.
- Nie możemy. – Powiedziała Eva.
- Dlaczego? W nocy  Ci się podobało.
- Dobrze wiesz dlaczego. – Eva odsunęła się od Willa. – Jeżeli ktokolwiek by się dowiedział nie tylko my byśmy mieli kłopoty ale także Charlott. Nie dajmy Benedyktowi kolejnego powodu do gnębienia Charlott i Henrego. – Will przyglądał się chwilę blondynce a następnie powiedział:
- Masz rację. Nie powinniśmy. Nie mam zamiaru udawać się do Idrysu, ponieważ Tobie zachciało się krótkiego romansu. – Słowa Willa rozłościły Eve.
- Mi się zachciało romansu?! To ty mnie pocałowałeś pierwszy a nie ja Ciebie!
- Jednak to ty prosiłaś mnie, abym nie przestawał. Mogłaś mnie odsunąć, przerwać pocałunek ale ty nic nie zrobiłaś. Przepraszam, zrobiłaś. Zgodziłaś się na to co stało się w nocy więc nie zwalaj teraz całej winy na mnie! – Will krzyknął tak głośno, że Eva się go wystraszyła.
- Mam Cię dość! Chyba nie potrzebnie próbowałam przekonać Cię do tego, że nie jesteś potworem, bo nim jesteś! – Powiedziała Eva i wybiegła z pokoju. Biegiem pokonała odległość pomiędzy pokojem Willa a jej własnym. Weszła do pokoju, trzasnęła drzwiami i rzuciła się na łóżku. Chciało jej się płakać ale nie mogła. Była za bardzo na niego zła. Chwilę potem podniosła się z łóżka i kopnęła krzesło, które od razu się przewróciło. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły i do jej pokoju wszedł Jem  ubrany już do śniadania. Eva spojrzała na niego zła. Chłopak podszedł do niej powoli i złapał ją za dłoń.
- Co się stało? – Jego głos był łagodny ale także pełen niepokoju.
- Po prostu pokłóciłam się z Willem. Znowu. – Jem wiedział, że dziewczyna kłamie ale nie chciał wypytywać się jej o wszystko. – Ja nie potrafię go zrozumieć. Czy to nie to powinno być podstawą bycia parabatai? Rozumienie tego drugiego?
- Oboje wiemy, że Will ma jakiś kłopot, o którym nie chce nikomu powiedzieć. Odtrąca wszystkich od siebie. Wszystkich na których mu zależy. Zgaduję, że ma powód, aby się tak zachowywać.
-Zrozum, że ja już tak dłużej nie mogę. Nie potrafię udawać, że wszystko jest w porządku, gdy on się tak zachowuje. Do tego jeszcze ten list.
- Jaki list? – Jem postawił sobie krzesło tak, że siedział naprzeciwko blondynki, która zajmowała miejsce na łóżku.
- Trzy dni temu dostałam list, a raczej zaproszenie na roczny wyjazd do Idrysu. Miałabym tam normalnie trenować. Mogłabym nawet zabrać ze sobą Willa, ponieważ nie mogą rozdzielić parabatai. Miałam nadzieję, że uda mi się namówić Willa. Jednak wczorajsze wydarzenia uświadomiły mnie, że nie mogę zostawić Charlott. Sprawa Tessy jest poważna. Może nawet poważniejsza niż wszyscy uważają. Nie wiem co mam robić. Może roczna rozłąka z Willem spowodowałaby, że nasze stosunki by się polepszyły?
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć. Jednak wydaje mi się, że Will potrzebuje Cię na swój własny a nawet chory sposób. Możliwe, że gdybyś wyjechała on całkowicie by się załamał i coś sobie zrobił. On Cię potrzebuje, nie możesz go zostawić.- Eva spojrzała najpierw na Jema a następnie na okno. Eva zauważyła, że na dworze zrobiło się już jasno, co oznacza, że niedługo rozpocznie się śniadanie.
- Nie chcę go zostawiać ale już nie mam siły. Nie potrafię się z nim dogadać. Za każdym razem, gdy stanie się coś dobrego on wtedy staje się zły, wredny i odpycha mnie od siebie. Tobie chociaż coś mówi mi nic. Zawsze tylko tłumaczy, że to co robi to po to, bym była bezpieczna. Tylko, że ja mam już dosyć takiej ochrony! Ja chce mu pomóc. – Eva schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać. Jem usiadł obok niej na łóżku i ją przytulił. Jem gładził ją po plechach nic nie mówiąc do momentu, aż Eva przestała płakać.


W trakcie śniadania panowała cisza. Tessa spoglądała na wszystkich po kolei. Will grzebał w jajecznicy widelcem. Eva i Jem jedli powoli. Charlott wyglądała jakby nad czymś się zastanawiała. Henry wyglądał tak jakby był w innym świecie. Tylko Jessamine była zadowolona i to właśnie ona odezwała się tego poranka pierwsza:
- Nareszcie będę mogła zająć się tym co robią prawdziwe damy a nie tylko siedzieć tutaj i słuchać o zabijaniu demonów.
- Pragnę Ci przypomnieć Jessie, że nie jesteś dama tylko Nocnym Łowcą. – Jessamine spojrzała na Charlott zezłoszczona.
- Usłyszenie prawdy z rana nie pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu organizmu. – Wtrącił Will.
- Jestem damą a nie Nocnym Łowcą. Powinniście w końcu to zaakceptować.
- Tak jak, że niebo jest niebieskie? – Zapytał się Will.
- Ja nigdy nie zaakceptowałem, że niebo jest niebieskie. Według mnie ma różne kolory. To zależy od punktu widzenia. Nie sądzisz tak Williamie? – Jem zwrócił się do Willa.
- Zgadzam się z Tobą całkowicie mój drogi przyjacielu… - Will chciał coś jeszcze powiedzieć ale Jessie mu przerwała.
- Przestańcie! Czy wy zawsze musicie się ze mnie śmiać? Eva powiedz coś swojemu parabatai. – Jessamine zwróciła się do blondynki, która spojrzała na nią zszokowana.
- Will mówię Ci coś. – Na te słowa Will się zaśmiał. Eva spojrzała na niego jednak ten nawet na nią nie spojrzał.
- Myślałam, że będziesz chętniejsza do pomocy ale ty zmieniłaś się, ponieważ za dużo przebywasz z Willem i Jamesem. Powinnaś mnie zrozumieć, bo też jesteś dziewczyną.
- Jessamine jadę z Tobą i Tessą na zakupy więc nie wymagaj ode mnie, że będę Ci pomagać. – Odrzekła Eva nie patrząc na dziewczynę.
- Właśnie co do tych zakupów. Mam nadzieję Jessamine, że będziesz miła dla Panny Tessy i pomożesz jej wybrać idealne dla niej suknie. – Zwróciła się Charlott do Jessamine.
- Oczywiście. – Powiedziała Jessamine. Po kilku minutach Tessa i Jessamine opuściły jadalnie po to by ubrać płaszcze. Eva miała już wychodzić, gdy zawołała ją Charlott.
- Mam nadzieję, że nie myślisz, że to jakaś kara ode mnie wysyłając Cię na te zakupy. Oczywiście zależy mi na waszym bezpieczeństwie ale także chcę, żebyś rozejrzała się po okolicy. Z tego co wiem, sklep do którego chce się udać Jessie jest blisko klubu Pandemonium. Mogłabyś się rozejrzeć i powiedzieć czy nie zauważyłaś czegoś podejrzanego.
- Z tego co wiem to klub Pandemonium jest w dzień zamknięty ale jeżeli chcesz to rozejrzę się. Wolę chodzić po ulicy niż siedzieć w jednym sklepie z Jess.
- Dziękuję. – Powiedziała Charlott i ścisnęła dłoń blondynki.

Eva, Tessa i Jessamine siedziały w powozie, który był prowadzony przez Thomasa. Jessamine ciągle mówiła o sukniach, które pokaże Tessie, jednak nikt jej nie słuchał. Eva patrzyła na Tesse, która spoglądała w okno. Nie ufała jej, to było pewno. Niby dlaczego miałaby zaufać komuś kogo zna niecały dzień. Zachowanie Tessy było dla blondynki podejrzane. Nie uwierzyła w jej bajeczkę o porwanym bracie i tym, że jakiś Mistrz chciał ją poślubić. Według tego co mówiła Tessa, była ona przetrzymywana przez Mroczne Siostry po to, by poślubiła Mistrza. Niestety nikt nie wiedział kim jest ten Mistrz. Eva widziała suknię ślubną w jednym z pokoi u Mrocznych Sióstr, jednak nie wierzyła, że ktoś zechcę ją poślubić.
- Eva słyszysz mnie. – To była Jessamine, która chciała coś od dziewczyny.
- Przepraszam. Mówiłaś coś?
- Co się z Tobą dzieje? Czemu jesteś nieprzytomna?
- Jessie, ja naprawdę nie mam ochoty na kłótnie. Jak pewnie dobrze wiesz nie chcę tutaj być więc powiedz mi to co chcesz i daj mi spokój.
- Chciałam wiedzieć czy masz już suknię na bal bożonarodzeniowy?
- Tak Jessie, mam już sukienkę.
Po kilku minutach powóz zatrzymał się a Thomas otworzył drzwi. Pierwsza opuściła powóz Jessamine, następna była Tessa a Eva wyszła na końcu.
- Wszystko będzie w porządku. – Powiedział Thomas do niej po cichu a Eva uśmiechnęła się do niego w podzięce za te słowa. Eva lubiła Thomasa. Był on w Instytucie jeszcze przed jej przyjazdem. Został przeszkolony jako Nocny Łowca. Może nie miał tak dokładnych treningów jak oni ale wiedział to co mu potrzebne. Zajmował się czyszczeniem broni, naprawami w domu, oporządzał konie i robił za ich szofera. Z tego co zauważyła Eva, Thomas był zakochany w Sophie, jednak nie chciał się do tego przyznać. Jessamine  i Tessa weszły do sklepu a Eva została na zewnątrz rozglądając się po okolicy.
- A ty co będziesz robił przez ten czas Thomasie? – Eva spojrzała na chłopaka. Miał on dwadzieścia pięć lat.
- Panicz Herondale poprosił mnie abym odebrał zamówione przez niego miecze. Jest to nie daleko więc myślałem, że się przejdę ale jeżeli panienka potrzebuje mojego towarzystwa to zostanę.
- Nie musisz zostawiać. Ja najprawdopodobniej też się przejdę więc możesz spokojnie odbierać zamówienie  Willa. – Thomas uśmiechnął się do niej i odszedł. Eva rozejrzała się po okolicy ale nic dziwnego nie zauważyła. Eva odwróciła się w stronę sklepu i przez szybę spojrzała na Jessamine i Tesse, które przeglądały różne sukienki. Jessamine wyglądała jakby była do tego stworzona. Biegała od wieszaka do wieszaka i przykładała do siebie różne suknie. Tessa stała przy jednym wieszaku i spoglądała na jedną suknie. Nagle Tessa odwróciła się do blondynki i uśmiechnęła się do niej. Eva wykrzywiła usta w pół uśmiechu i kiwnęła głową.
- Ale na pewno chce Pan tam iść Panie Lightwood? – Na te słowa Eva spojrzała w kierunku, z którego pochodziły. Stał tam Benedykt Lightwood razem z jakimś mężczyzną. Eva go nie znała.
- Dlaczego zadajesz takie głupie pytania? Chyba oczywiste jest to, że przyjechałem do Pandemonium w wiadomym celu.
- Oczywiście Panie. – Benedykt ruszył razem z nieznajomym mężczyzną w kierunku Pandemonium a Eva ruszyła za nimi. Mężczyźni weszli do klubu. Eva zauważyła, że przed wejściem stoi jakiś mężczyzna, który najprawdopodobniej robi za ochroniarza. Eva wiedziała, że jej nie wpuszczą, ponieważ jest to klub dla Podziemnych a nie dla Nefilim ale nie miała innego wyjścia jak spróbować, ponieważ obiecała to Charlott. Eva podeszła do mężczyzny, który ją zatrzymał.
- Kobiet nie wpuszczamy. – Powiedział poważnym głosem.
- Ja muszę tam wejść. – Mężczyzna spojrzał na nią. Jego wzrok utkwił na jej szyi. Eva spojrzała tam  i zobaczyła kawałek runy.
- Jesteś jednym z nich. Nefilim.
- Nie da się ukryć. Skoro wiesz kim jestem pewnie jesteś świadomy tego, że bardzo szybko mogę Cię pokonać jeśli dobrowolnie mnie nie wpuścisz. – Mężczyzna zaśmiał się na słowa dziewczyny.
- Nie będzie takiej potrzeby, ponieważ ja was szanuję. Moja kuzynka pracuje dla jednych Nocnych Łowców i bardzo sobie ich chwali. Więc Cię wpuszczę. – Eva uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Miło mi to słyszeć. Jednak skoro tak bardzo nas lubisz nie chcesz mi powiedzieć po co wchodzili tutaj Ci mężczyźni?
- Wchodzili tutaj w wiadomym celu. Mogę Cię tam zaprowadzić. Jednak uprzedzam to nie jest miejsce dla dam.
- Ja nie jestem damą. Ja jestem Nocnym Łowcą. – Powiedziała Eva i poszła za mężczyzną. W momencie, gdy Eva weszła do klubu doznała szoku. Słyszała wiele historii mówiących o tym co się dzieje w Pandemonium ale nikt nigdy nie wspominał, że jest to burdel. Eva przyglądała się mężczyzną siedzącym na kanapach i kobietach, które przylegały do ich ciał. Od razu pomyślała o sobie i Willu a także ich  wspólnej nocy. To co oni przeżyli nie było w żadnym stopniu tak upokarzające i niestosowne jak to co działo się tutaj. Jednak nie to przykuło uwagę dziewczyny. Kobiety, które oferowały swoje usługi to nie były Przyziemne tylko demony. Kobiety demony. Nagle przypomniały jej się słowa mężczyzny, że Benedykt wszedł tutaj w wiadomym celu.  Eva zastanawiała się czy on też korzystał z tych usług. Wiadomo było, że jego żona zmarła już dawno temu ale nikt by go o to nie posądził a na pewno nie Eva. Nagle mężczyzna, który ją tutaj wprowadził stanął i spojrzał w prawą stronę. Eva odwróciła tam wzrok i zauważyła Benedykta Lightwooda, jakiegoś innego mężczyznę a także trzy kobiety demony.
- Jesteś pewny, że chcesz je wszystkie? Podobno są chore? – Powiedział mężczyzna obok Benedykta. Eva przyjrzała mu się dokładnie i zauważyła, że jest to wampir.
-Nie przesadzaj de Quincey. Oboje wiemy, że nie obchodzi cię to co się ze mną stanie. Musisz tylko zarobić a ja muszę odreagować.
- Co odreagować, jeśli można spytać?
- Wczoraj było spotkanie Rady. Znowu musiałem znosić to, że ta kobieta rządzi Instytutem a nie ja a także udawać, że obchodzi mnie to co się obecnie dzieje. Dodatkowo jeszcze ten chłopak. Herondale, jeżeli dobrze pamiętam.
- A co takiego się dzieje, że musieliście zwoływać zebranie? – Eva zauważyła, że Benedykt na chwilę się zamyślił.
- Nie Twój interes wampirze. Ty masz mi tylko zapewnić odpowiednie towarzystwo. – Powiedział Lightwood i odszedł razem z kobietami. Wampir odszedł w innym kierunku a mężczyzna, który tutaj ją wprowadził odwrócił się do dziewczyny.
- Chce Pani coś jeszcze zobaczyć? – Zwrócił się do niej.
- Nie, to mi wystarczy. – Odrzekła Eva.
- W takim razie odprowadzę Panią do drzwi. – Ruszył w stronę wyjścia a Eva poszła za nim. Po chwili Eva stała już zewnątrz klubu Pandemonium.
- Wiesz może jak często przychodzi tutaj ten mężczyzna?
- Minimum raz w tygodniu. Raz przyprowadził ze sobą chłopaka mniej więcej w Pani wieku, jednak chłopak wyszedł po chwili i już więcej się tutaj nie pokazał. Był nawet do niego podobny. Czasami przychodzi dwa razy w tygodniu. Jednak od jakiegoś miesiąca zaczął przychodzić prawie codziennie.
- Dziękuję Ci za to co dla mnie zrobiłeś. Mam  tylko prośbę, żebyś nikomu nie powiedział, że tutaj byłam.
- Oczywiście. – Odrzekł mężczyzna a Eva odeszła w stronę sklepu z sukienkami.
To co zobaczyła w klubie dało jej do myślenia. Po pierwsze co Benedykt robił w Pandemonium? Po drugie dlaczego przyprowadził ze sobą do tego miejsca Gabriela? Jednak najbardziej interesowało ją to dlaczego wampira obchodziły tak bardzo sprawy, które dzieją się w Instytucie. Eva podeszła do powozy przy, którym stał już Thomas. Chłopak uśmiechnął się na jej widok.
- Zauważyła Pani coś ciekawego?
- Nawet nie wiesz jak bardzo ciekawego Thomasie, nawet nie wiesz jak.
- W takim razie Pani Branwell będzie bardzo zadowolona. – Eva spojrzała na Thomasa, który w ręku trzymał pakunek.
- To są te noże?
- Tak. Podobno są one bardzo wyjątkowe. Tak mówi panicz Herondale, jednak ja za bardzo się na tym nie znam. – Eva dotknęła ramienia Thomasa i powiedziała:
- Nie martw się, ja też nie znam się na tym co mówi Will. Możesz mi wierzyć. Mam prośbę. Mógłbyś nie wspominać o tym, że coś zauważyłam przy Jessie i Tessie?
- Oczywiście. – W tym momencie ze sklepu wyszła Tessa i Jessie. Eva zauważyła tylko jedną torbę.
- Gdzie macie sukienki?
- Wszystkie suknie zostały zamówione i będą do odebrania za tydzień. Na razie kupiłyśmy tylko potrzebne Tessie, po resztę będzie musiał przyjechać Thomas.
- Oczywiście, jak sobie panienka życzy. – Thomas otworzył drzwi i dziewczyny weszły do środka. Przez całą podróż Eva do nikogo się nie odzywała. Chciała się jak najszybciej znaleźć w Instytucie i opowiedzieć o wszystkim Charlott. Po kilkunastu minutach powóz w końcu się zatrzymał i dziewczyny weszły do Instytutu. Eva od razu skierowała się do gabinetu Charlott ale nie zauważyła jej tam. Eva zauważyła Sophie, która szła właśnie do kuchni.
- Sophie, nie widziałaś może Charlott?
- Pani Branwell jest w salonie razem z Willem i Jamesem, którzy wrócili właśnie z domu Mrocznych Sióstr. – Eva nie czekając pobiegła do salonu. Otworzyła drzwi i zobaczyła, że w pomieszczeniu jest Charlott, Henry, Jem i Will. Charlott spojrzała na Eve zszokowana.
- Eva, co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha? – Powiedziała Charlott.
- Ducha może nie ale cos lepszego. Widziałam Benedykta Lightwooda w Pandemonium.
- Siadaj i opowiadaj. – Eva zajęła miejsce wskazane przez Charlott i zaczęła opowiadać to co zobaczyła.
- To nie możliwe. Benedykt nienawidzi demonów i Przyziemnych. To do Niego nie pasuje. – Powiedziała Charlott po tym jak już usłyszała całą historię.
- Mi też to nie pasowało ale, gdybyś tylko mogła go zobaczyć. Benedykt nie wyglądał na kogoś kto był tam pierwszy raz. Rozmawiał z tym wampirem jakby już długo się znali.
- De Quincey jest jednym z ważniejszych wampirów w Londynie a także naszym sprzymierzeńcem. Nie mogę uwierzyć w to, że nas zdradził. – Powiedziała Charlott.
- Tak na dobrą sprawę to nas nie zdradził. Nie zrobił nic co mogłoby zagrozić Clave. Jedyne czego się dopuścił to zapewnienie Benedyktowi rozrywki. – Odrzekł Will.
- Owszem nie zrobił nic co by mogło zaszkodzić Clave ale powinien donieść nam o zainteresowaniach Benedykta.
- Mnie zastanawia to, po co zabrał ze sobą Gabriela, przecież jako ojciec nie powinien pokazywać się od tej strony synowi. – Powiedział Jem.
- Nie jest pewne, że to akurat Gabriel. Benedykt ma jeszcze jednego syna, starszego od Gabriela, Gideona. – Powiedziała Charlott.
- Tylko, że Gideon szkoli się w Instytucie w Madrycie. Wiem o ty, ponieważ kiedy spotkałam ich pokojówkę. Chyba nazywała się Mary, jeżeli dobrze pamiętam. Z tego co ona mówiła, Gideon wyjechał do Madrytu na rok a mężczyzna, który wpuścił mnie do Pandemonium mówił o ostatnim miesiącu. – Stwierdziła Eva.
- Dodatkowo ten mężczyzna powiedział, że chłopak był w jej wieku. Nie wiem jak wygląda Gideon ale z tego co wiem jest pomiędzy braćmi Lightwood  widoczna różnica. – Powiedział Henry.
- Oczywiście, że jest. Jeden jest kretynem a z drugim idzie czasami porozmawiać ale to Lightwood więc i tak jest zły. – Wtrącił się Will.
- Nie mamy czasu na to by zajmować się Twoją niechęcią do tej rodziny, Will. Musimy coś zrobić. Mogę napisać do Inkwizytora.
- Chcesz zadzierać z Benedyktem? Nie od dawna wiadomo, że chce on Cię pozbawiać funkcji głowy Instytutu. Musimy to inaczej rozegrać.  – Powiedział Will.
- A więc co proponujesz? – Spytała się Charlott.
- Zaprośmy ich do siebie na kolację. Wypytamy się go lekko o jego kontakty z de Quincey’em. – Powiedział Will. Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Czy ty jesteś Willem? – Jem spojrzał na niego podejrzanie.
- Nie rozumiem.
- Wczoraj pokłóciłeś się z Benedyktem, obraziłeś jego syna a dzisiaj proponujesz, żebyśmy zaprosili ich do nas na kolację. Will dobrze się czujesz? – Charlott podeszła do niego i położyła mu dłoń na czole. Will zaśmiał się i zabrał rękę Charlott.
- Czuje się dobrze. Chodzi mi o to, że musimy dowiedzieć się prawdy a to jest jedyne wyjście.
- Nie możemy tego zrobić. Benedykt zaczął by nas podejrzewać. Musimy poczekać na rozwój wydarzeń. Jeżeli te kobiety – demony były naprawdę chore to oznacza, że Benedyktowi grozi coś złego. – Powiedziała Charlott.
- Demoniczna ospa! – Krzyknął Will z entuzjazmem.
- Will, już Ci tłumaczyliśmy, że nie ma czegoś takiego jak demoniczna ospa. Zrozum to w końcu. – Powiedziała Eva i na Niego spojrzała. Zauważyła, że chłopak jest zmęczony o czym świadczyły podkrążone oczy.
- Po wszystkich bym się tego spodziewał ale nie po Tobie. Jesteś moim parabatai. Powinnaś wierzyć mi, gdy twierdzę, że demoniczna ospa istnieje.
- Will. Proszę Cię, przestań. Poczekajmy na rozwój wydarzeń. Na razie mamy poważniejsze problemy na głowie. Ja i Henry byliśmy u pracodawcy brata Tessy u Mortmaina. Dowiedzieliśmy się trochę ciekawych rzeczy. – Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. – Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia weszła Sophie.
- Panna Tessa i Panna Jessamine zastanawiają się gdzie są wszyscy?
- Powiedz im, że zjadł nas demon, ponieważ Jessie nie chciała walczyć. – Powiedział Will.
- Will, przestań. Zaraz przyjdziemy Sophie. Możesz już przygotowywać kolację. – Powiedziała Charlott a Sophie opuściła salon.
- Kolację? Już tak późno? – Zdziwiła się Eva i spojrzała w okno. Zobaczyła, że na dworze już się ściemniło.
- Tak, już wieczór. Nie rozumiem jednej rzeczy. – Powiedział Will.
- Jakiej? – Charlott spojrzała na Niego.
- Ty i Henry byliście u Mortmaina. Ja i Jem w domu Mrocznych Sióstr a Eva w klubie Pandemonium i dbała o bezpieczeństwo Tessy i Jessie. Zastanawia mnie to dlaczego my tak ciężko pracujemy a Jessamine chodzi sobie na zakupy?
- Chyba wszyscy wiemy, że powierzenie jakiegoś zadania Jessie mogłoby się źle skończyć. Nie uczestniczyła ona w żadnym treningu już od dwóch lat. Zajmuje się tylko sukienkami. Czasami pomaga mi papierkowej robocie. Nie wymagajmy od kogoś kto nie chce być Nocnym Łowcą aby tak się zachowywał.
- No to skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy to możemy iść. – Powiedział Henry.
W jadalni byli już wszyscy oprócz Charlott i Henrego, ponieważ musieli coś załatwić. Nagle Will wstał z krzesła podszedł do końca stołu, zabrał wolne krzesło i postawił je tak, że stało pod żyrandolem.
- Will, co ty robisz?- Spytała się Eva.
- Mam zamiar naprawić żyrandol.
- Ale żyrandol ma się dobrze. – Odrzekła Eva i podeszła do chłopaka, który stał już na krześle i zaczął majstrować coś przy źródle światła.
- Według mnie coś jest z nim nie tak.
- Proszę Cię, zejdź z tego krzesła za nim zrobisz sobie krzywdę. – Eva złapała Willa za rękę jednak ten ją wyrwał. – Niech Thomas to zrobi.
- Muszę to zrobić. Jestem tak podekscytowany, że muszę coś zrobić.
- Tym czymś ma być naprawa działającego żyrandolu? – Spytał Jem. Will spojrzał na Niego zły.
-  I ty przeciwko mnie. Miałem nadzieję, że mnie zrozumiesz. No sam wiesz, męska solidarność i tak dalej a ty mnie zdradziłeś. Najpierw zdradziła mnie moja parabatai a teraz mój przyjaciel. Dlaczego wszyscy mnie zdradzacie, czuję się takie nie kochany. – Powiedział Will jakby zaraz miał umrzeć. Eva wiedziała, że Will lubi dramatyzować. Mogła nawet stwierdzić, że jest to jego ulubione zajęcie od razu po odpychaniu wszystkich od siebie. Eva spojrzała na Jema, który się do niej uśmiechnął. Oboje wiedzieli, że Will musi się tak zachowywać, bo inaczej niebyły Willem.
- Kiedy dokładnie Cię zdradziłem? – Spytał roześmiany Jem.
- Jak to kiedy? Teraz. Wziąłeś jej stronę. Oboje jesteście w zmowie za moimi plecami. Myślicie, że nie wiem o tym, że jak mówicie, że idziecie spać to czekacie, aż wszyscy zasną a potem jedno przemyka do pokoju drugiego. – Mówił dalej Will swoim dramatycznym głosem.
- Nigdy w życiu nie byłem w jej pokoju w nocy. Tak nie wypada dżentelmenowi, powinieneś o tym pamiętać.
- A ja nigdy nie byłam w pokoju Jema w nocy. – Powiedziała Eva i spojrzała na Willa a dokładniej w jego oczy, w których można było zobaczyć iskierki rozbawienia obecną sytuacją.
- Nie wierzę Wam. Jednak skoro nie chcecie się przyznać nie pozostaje mi nic innego jak zamknięcie tego tematu i wrócić do naprawy żyrandolu.
- Will, pragnę Ci przypomnieć, że ten żyrandol wisi tutaj od lat i, że Charlott bardzo go lubi. – Powiedziała Eva próbując ściągnąć chłopaka na dół. Nagle do jadalni weszła Charlott z plikiem kartek w rękach, kiedy zobaczyła Willa  wydała z siebie zduszony okrzyk i upuściła wszystkie kartki.
- Co ty tam robisz?! – Krzyknęła Charlott.
- Naprawia  żyrandol. – Odpowiedziała Jessamine. Charlott spojrzała na nią a potem powrotem na Willa.
- A co niby jest nie tak z naszym żyrandolem?
- Nie wiem ale poczułem nagłą potrzebę naprawienia żyrandolu. – Powiedział spokojnie Will.
- Mam! Mam! – Krzyczał Henry wbiegając do jadalni.
- Co masz Henry? – Spytał się Jem.
- Fosfor w końcu zaczął działać.
- A co to jest fosfor? – Spytał się Will.
- Jest to światło, dużo jaśniejsze niż magiczne światło. – Powiedział podekscytowany Henry.
- Czyli zrobiłeś jaśniejsze magiczne światło? – Zapytał Will.
- Nie... znaczy tak. Zaraz Wam pokaże. – Nikt nie zdążył zaprotestować a Henry użył swojego wynalazku. Najpierw rozbłysło bardzo jasne światło a potem stały się dwie rzeczy na raz. Zapanowała ciemność i słychać było hałas jakby ktoś spadł z wysokości. Nagle Sophie weszła do jadalni z lampą, która rozświetliła pomieszczenie. Dopiero teraz można było zobaczyć, że Will na skutek krótkiego oślepienia spadł krzesła przygniatając Eve swoim ciałem. Tak, że ich twarze dzieliła tylko odległość paru centymetrów.
- Will, podnieś się szybko. – To była Charlott.
- Tak Will podnieś się, ponieważ przyjdzie tutaj Benedykt Lightwood i zobaczył, że dotykasz swoją parabatai w nieodpowiedni sposób i doniesie na Was Radzie. – Powiedziała Jessamine. Will podniósł się i pomógł wstać dziewczynie.
- Wszystko w porządku? – Szepnął jej na ucho a ona kiwnęła potwierdzająco  głową.  Następnie wszyscy usiedli przy stole.
- Dlaczego ktoś miałby donieść na nich Radzie, przecież są wolnymi ludźmi mogą robić co im się podoba? – Zapytała Tessa.
- To nie jest takie łatwe. Eva i Will są parabatai. Prawo zabrania miłości pomiędzy nimi. Musieli przysiąc, że nigdy, przenigdy pomiędzy nimi nie zrodzi się miłość. – Powiedziała Charlott.
- Kim są parabatai?
- Jest to para Nocnych Łowców, którzy są złączeni specjalnymi runami. Jest to para wojowników. Niektóre runy można użyć tylko, gdy ma się parabatai. O wiele lepiej działamy razem niż osobno. Jedno musi być gotowe do poświęcenia się za drugiego. Gdzie ty tam ja. – Powiedział Will i spojrzał na Eve wymawiając ostatnie zdanie. Żadne z nich nie mogło zaprzeczyć, że temat rozmowy im nie pasował. To co się wydarzyło w nocy było tego powodem.
- Ile mieliście lat, kiedy zostaliście parabatai?
- Czternaście. Oboje. – Odpowiedziała Eva bez patrzenia na Tesse. Aktualna rozmowa zbytnio ją bolała.
- Jak można zmuszać czternastolatków do tego, aby przysięgli, że nigdy się w sobie nie zakochają. Oni są do tego za młodzi. – Will zaśmiał się na wspomnienia tamtych czasów.
- Uwierz mi Tesso, że to nie było trudne. Ja i Eva zbytnio się wtedy nie lubiliśmy więc to nie było dla nas problemem. – Odpowiedział rozbawiony Will.
- A teraz? – W momencie, gdy Eva usłyszała pytanie spojrzała automatycznie na Willa, który wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Chłopak spojrzał na nią i Eva mogła zobaczyć niepewność w jego oczach. Po chwili Will spojrzał na Tesse z uśmiechem i odpowiedział:
- Teraz jesteśmy przyjaciółmi. – Na potwierdzenie swoich słów wziął dłoń blondynki, przyłożył ją sobie do ust i złożył na niej pocałunek. Eva uśmiechnęła się do niego i dyskretnie uwolniła dłoń z uścisku.
- Myślę, że możemy zmienić temat. Panno Tesso jak podobały Ci się zakupy. – Zapytała Charlott a Eva odetchnęła z ulgą. Później rozmowa potoczyła się już spokojnie. Wszyscy chcieli już rozchodzić się do swoich pokoi, gdy do jadalni weszła Sophie i oznajmiła, że ktoś chciałby się widzieć z Tessą.
- Kto to Sophie? – Spytał się Henry.
- Pani Camille Belcourt. – Wszyscy spojrzeli na Charlott, która zastanawiała się nad informacją, którą usłyszała.
- Dziękuję Sophie. Mam nadzieję, że zaprowadziłaś ją do sanktuarium.
- Tak. Już tam czeka.
- Dobrze. Przekaż jej, że zaraz zejdziemy. – Sophie opuściła jadalnie.
- Kim jest Camille? – Zapytała Tessa.
- Camille Belcourt jest wampirzycą. Skontaktowałam się z nią po otrzymaniu bardzo ważnych informacji. Nie sądziłam, że przyjdzie tak szybko. Mam nadzieję, że się z nią spotkasz. Ona nic Ci nie zrobi. Jest na naszym terenie więc obowiązują ją nasze zasady.
- Dobrze. Spotkam się z nią, jeżeli to pomoże odzyskać mi mojego brata. – Powiedziała Tessa i wstała od stołu. Za nią poszła Charlott.
- A my?- Zawołał Will.
- Jeżeli chcecie możecie iść z nami. – Powiedziała Charlott a Eva, Jem i Will ruszyli razem z nią i Tessą. Po chwili wszyscy stali już w sanktuarium. Pomieszczenie nie posiadało okien. Było tylko jedno wyjście. Na kolumnach były narysowane runy układające się w skomplikowane wzory. Na środku wznosiła się kamienna fontanna o okrągłej podstawie. Z oczu anioła ze złożonymi skrzydłami wypływały rzeki łez i z pluskiem wpadały do basenu. Camille siedziała na jednym z krzeseł. Była to piękna kobietach o blond włosach i zielonych oczach. Czerwona suknia podkreślała jej lodowatą skórę.
- Cieszę się, że Pani przybyła. – Powiedziała Charlott. – To jest Panna Theresa Gray, o której Pani wspomniałam w liście. – Camille wstała i podeszła do Tessa. Dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy wampirzyca dotknęła jej policzka. Camille zauważyła jej reakcje i się zaśmiała.
- Nie musisz się mnie obawiać córko Lilith. Nie zrobię Ci krzywdy. – Tessa spojrzała na nią zdziwiona.
- Moja matka nazywała się Elizabeth a nie Lilith. – Powiedział Tessa.
- Pani Belcourt nazwała Cię tak, ponieważ tak określa się wszystkich czarowników. Dziećmi Lilith. – Powiedziała Eva. Tessa uśmiechnęła się do niej w podzięce.
- Nie wiadomo czy jestem czarownicą. W sumie to nie wiele wiadomo. W sumie tylko, że umiem zmieniać kształt.
- Wiem o tym i dlatego tutaj jestem. Chcę Wam pomóc. Wiem, że macie mały dylemat, jeżeli chodzi o de Quincey’a. Znam go już wiele lat więcej niż może Wam się wydawać. Musicie na niego uważać jest bardzo niebezpieczny. Można powiedzieć, że jest najgroźniejszym wampirem w Londynie. Wszystkie wampiry mu służą.  Chodzą plotki, że jest przewodniczącym klubu Pandemonium. De Quincey żył długo przed porozumieniami a dlatego ich tak bardzo nienawidzi. Tak samo jak was, Nefilim.
- Jak można nas nie lubić skoro jesteśmy tacy wspaniali? – Zapytał się Will.
- William Herondale. Zastanawiam się dlaczego nie poznałam Cię od razu. – Camille zwróciła się do Willa.
- Znacie się? – Spytała się Eva.
- Poznaliśmy się w Pandemonium. Wygrał ode mnie trochę pieniędzy podczas gry w karty. – Odpowiedziała Camille.
- Byłeś w Pandemonium? – Charlott spojrzała na Niego.
- Byłem ciekawy. Tyle. Nic złego się nie stało. – Powiedział Will.
- Wracając do de Quincey’a. Organizuje on przyjęcie za dwa dni w swoim domu. Powinno to Was zainteresować, ponieważ często widziałam tam Pan brata Nathaniela. – Tessa spojrzała na nią zszokowana.
- Widziała Pani mojego brata? Czy on żyje?
- Jakieś dwa tygodnie temu był jeszcze żywy. Myślę, że ktoś z Was powinien iść na jego przyjęcie. – Powiedziała Camille.
- Niby jak mamy wejść na przyjęcie pełne wampirów? – Spytała się Eva.
- Czasami trzeba użyć odrobiny magii. – Szepnęła dziewczynie na ucho Camille i spojrzała na Tesse.
- Ona? Nie rozumiem. – Odrzekła Eva.
- Panna Gray mogłaby się we mnie przemienić i pójść jako ja na przyjęcie i tam poszukać swojego brata.
- Chce Pani, żeby Tessa poszła sama na przyjęcie pełne wampirów? – Spytała ją Charlott.
- Oczywiście, że nie sama, przecież może ze sobą zabrać Nocnych Łowców. Wiadomo wasza trójka byłaby odpowiednia ale nie dam rady od razu wprowadzić was wszystkich. – Spojrzała na Jema, Willa i Eve. -  Myślę, że ty Williamie mógłbyś być ludzkim niewolnikiem. Jesteś piękny. Najbardziej ich przypominasz. A ta dziewczyna... przepraszam ale nie znam Twojego imienia...- Camille spojrzała na Eve.
- Eva. – Camille uśmiechnęła się.
- A ty Evo mogłabyś robić za wampira. Z Twoimi włosami byłabyś idealną wampirzycą. – Camille chwyciła blond pukiel włosów dziewczyny i owinęła go sobie wokół palca. Eva nie zauważyła, kiedy pięknie ułożona przez Sophie fryzura została zniszczona.
- Wydaje mi się, że jest pewien problem. – Wtrącił Will. – Moja parabatai ma serce, które bije a z tego co wiem wampiry potrafią wyczuć bicie serca.
- Ależ to nie jest problem. Mój dobry znajomy Magnus Bane, który jest czarownikiem może przygotować miksturę, która spowolni bicie serca do jednego uderzenia na minutę. Niestety eliksir  ma ograniczone działanie. Z tego co mi mówił. Eliksir może działać przez godzinę. – Powiedziała zadowolona Camille. Eva się przestraszyła. Nie chciała pić żadnej podejrzanej mikstury. Dziewczyna spojrzała na Willa, który teraz się jej przyglądał.
- Skąd mamy wiedzieć, że ten eliksir jej  nie zabije? – Spytała się Charlott.
- Myślałam, że wie Pani, że Magnus Bane jest bardzo utalentowanym czarownikiem. Mogę Panią zapewnić, że to nie pierwszy raz będzie przyrządzał tą miksturę. Jednak decyzja należy do Pani. – Camille spojrzała na Eve. – Zgodzi się Pani przyjąć moja propozycję? – Eva nie zastanawiała się, ponieważ wiedziała, że zaraz pojawią się wątpliwości.
- Zgadzam się.

_________________________
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ale nie miałam czasu.
Miałam wstawić go wczoraj wieczorem ale internet nie działał.
Przepraszam za błędy.
Mam nadzieję, że się podoba:)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział VII

Od momentu, gdy Eva i Will zgodzili się udawać przed wszystkimi, że ich stosunki się poprawiły minęły trzy miesiące. Charlott nie chciał im od razu uwierzyć, jednak po paru tygodniach nabrała się. Reszta domowników nie podejrzewała ich o oszustwo. Jedynie Jem znał całą prawdę, ponieważ Will często prosił go o poradę. Pomiędzy dwójką parabatai nie dochodziło już do takich sytuacji jak, wtedy w sali trentowej. Oczywiście kłócili się przez cały  czas ale próbowali ukryć to przed resztą. Jem dołączył do nich i razem z nimi polował na demony.
Pewnego, zimowego popołudnia  do salonu, gdzie siedzieli Will, Eva i Jem wbiegła Charlott. Nastolatkowe spojrzeli na nią zaskoczeni.
- Musicie się przebrać i jak najszybciej iść do Mrocznych Sióstr. – Wszyscy spojrzeli na nią zszokowani.
- Do Mrocznych Sióstr? Po co? – Spytała się Eva.
- Właśnie się dowiedzieliśmy, że jest tam przetrzymywana jakaś dziewczyna. Henry już jest w drodze ale będzie potrzebował pomocy. Wiem, że nie byliście jeszcze na żadnym polowaniu na demony ale nie mamy innego wyjścia. Ja sama dużo nie pomogę. Jedyne co mogę zrobić to powiadomić Cichych Braci, że będą potrzebni.
- Kiedy Henry wyszedł? – Spytał się Will wstając. W jego ślady poszli Jem i Eva.
- Dziesięć minut temu. Wiem, że potrzebujecie czasu na przebranie. Evo, Sophie już czeka u Ciebie w pokoju, żeby Ci pomóc. Mam nadzieję, że za jakieś piętnaście minut będziecie gotowi. Henry pilnuje okolicy, próbuje znaleźć wejście tak, żeby nikt Was nie zauważył.
- Będziemy nawet szybciej. – Powiedział Will i cała trójka opuściła salon i skierowała się do swoich pokoi. Po nie całych dziesięciu minutach cała trójka przemierzała już ulice Londynu. Musieli przejść spory kawałek, aby dojść do posiadłości Mrocznych Sióstr.  Po pewnym czasie zauważyli Henrego i podeszli do niego.
- W końcu jesteście. – Powiedział Henry i spojrzał na nich. – Widzę, że wzięliście dużo broni. Bardzo dobrze. Nie wiadomo co nas tam spotka. Musicie na siebie uważać a tym bardziej wy. – Mówiąc to spojrzał na Eve i Willa. – Rozdzielimy się. Ja pójdę z Jamesem a wy razem. – Eva i Will kiwnęli głową na znak zgody. Wejdziemy wejściem dla służby. Nikogo tam nie zauważyłem ale to nie znaczy, że nikt tam nie przyjdzie. Ja i Jem przeszukamy parter a Eva i Will pierwsze piętro. Spotykamy się przy schodach. Musicie być bardzo cicho, ponieważ Mroczne Siostry są w domu. Zrozumieliście?
- Tak. – Odpowiedziała razem cała trójka. Nocni łowcy weszli do posiadłości Mrocznych Sióstr. W środku panowała ciemność. Eva i Will poszli na górę a Jem i Henry zostali na parterze. Will wyjął z kieszeni magiczne światło, które rozbłysło w jego dłoni.
- Rozdzielamy się czy szukamy razem? – Spytała Eva i spojrzała na Willa.
- Wydaje mi się, że lepiej będzie, kiedy się rozdzielimy. – Odpowiedział Will a Eva kiwnęła głową. Potem poszła w jedną stronę korytarza a Will w drugą. Dziewczyna zaglądała po kolei do wszystkich pokoi. Niestety wszystkie były puste. Jeden z nich zaskoczył Eve swoim wystrojem. W przeciwieństwie do reszty nie wyglądał na opuszczony. Wokół wielkiego łoża były zawieszone białe zasłony. Eva weszła do środka. Podeszła do szafy. Otworzyła ją a w środku ujrzała suknię ślubną dla szczupłej dziewczyny. Eva rozejrzała się jeszcze raz po pokoju i wyszła, ponieważ nie znalazła już nic co mogłoby przykuć jej uwagę.  Dziewczyna rozejrzała się po korytarzu i nigdzie nie zauważyła Willa. Za to dostrzegła światło w jednym z pokoi. Skierowała tam swoje kroki, ponieważ przejrzała już wszystkie pokoje, które były jej przydzielone. W momencie, gdy zbliżyła się do drzwi z pokoju wyszedł Will a za nim jakaś dziewczyna. Eva nie mogła się jej zbyt dobrze przyjrzeć, ponieważ było za ciemno.  Eva poczuła, że ktoś ją kopnął w nogę. Dziewczyna złapała się za bolące miejsce i spojrzała zdziwiona na Willa. Niestety Will był tak samo zaskoczony jak ona, ponieważ to nie on kopnął blondynkę tylko jego tajemnicza towarzyszka.
- Panno Gray proszę nie krzywdzić mojej przyjaciółki, ponieważ ona chce Pani pomóc tak samo jak ja. – Nieznajoma kobieta spojrzała na Eve i podeszła bliżej. Dopiero teraz Eva mogła się jej przyjrzeć. Kasztanowe włosy opadające na jej ramiona a także piękna twarz. Jedyne co Eva poczuła to zazdrość. Była zazdrosna, ponieważ wiedziała, że dziewczyna była piękna. A piękne dziewczyny w towarzystwie Willa zawsze oznaczały kłopoty.
- To Pana przyjaciółka? – Spytała dziewczyna spoglądając na Eve.
- Tak, to jest Eva. Evo to Theresa Gray, czyli Tessa. – Powiedział Will i spojrzał na blondynkę. Eva nie spojrzała na dziewczynę.
- Musimy  już iść. Jem i Henry na pewno już na nas czekają. – Powiedziała i ruszyła w stronę schodów. Za nią szedł Will i Tessa, która trzymała go za ramię. Na dole Eva, Will i Tessa spotkali Henrego i Jema.
- Widzę, że znaleźliście dziewczynę. To dobrze. Musimy teraz uciekać. – Powiedział Henry. Chciał już się kierować w stronę wyjścia, kiedy usłyszał głos pewnej kobiety.
- Tesso, na twoim miejscu bym nie uciekała. Mistrz i tak Cię dostanie. Czy tego chcesz, czy nie. – Tessa jeszcze mocniej złapała się ramienia Willa, na co ten syknął ale ona nic nie zrobiła. Eva spojrzała na nich i poczuła złość. Wiedziała, że była zazdrosna o Willa, chociaż nie powinna być.
- Dowiedziały się, że tutaj jesteśmy. Musimy uciec ale innymi drzwiami niż głównymi. Panno Tesso, zna Pani może inne wyjścia. – Skierował to pytanie Henry.
- Niestety nie. Nie widziałam nic innego oprócz mojego pokoju a także pokoju Mrocznych Sióstr. – Na te słowa Eva się zaśmiała. Will spojrzał na nią, ponieważ nie wiedział o co dziewczynie chodzi.
- Nie wierzę. My pomagamy Ci uciec a ty nie znasz żadnego wyjścia.
- Mroczne Siostry pilnowały mnie. Nie miałam jak uciec.
- To nie czas na kłótnie i inne sprzeczki. Musimy uciekać. Ta droga prowadzi do piwnicy chodźmy.  – Powiedział Henry i ruszył w tamtą stronę. Za nim poszła cała reszta. Tessa cały czas była uwieszona na ramieniu Willa. Było widać po minie chłopaka, że mu to nie pasuje, jednak nie chciał jej nic mówić. Ten widok bardzo denerwował blondynkę. Henry otworzył drzwi od jakiegoś pomieszczenia i wszyscy do niego weszli. W momencie, gdy magiczne światło w ręku Willa rozbłysło Tessa krzyknęła.
- Nie krzycz idiotko. Chcesz, żeby nas znalazły? – Powiedziała Eva do Tessy. Pomieszczenie spokojnie można było nazwać rzeźnią. Znajdowały się w nim stoły, zakrwawione narzędzia a także ludzkie części ciała. Na podłodze było pełno ludzkich włosów a głowy były poustawiane na stole przy ścianie.
- Przestań. – Powiedział Henry i zły spojrzał na Eve.
- Co to jest?  - Zadał pytanie Jem.
- Nie mam pojęcia ale nie wygląda mi to dobrze. – Odpowiedział Henry.
- Serio? Ucięte ludzkie głowy i części ciała nie wyglądają Ci dobrze? Mi to wygląda jak normalny sklep w Paryżu. – Powiedział Will i spojrzał na Henrego z pogardą. Tessa na te słowa się zaśmiała.
- Czemu się śmiejesz? – Spytała się rozłoszczona Eva.
- Śmieję się, ponieważ Panicz Herondale powiedział coś śmiesznego. – Na te słowa Eva spojrzała na Willa, który spoglądał na nią skruszony. Widać, że on też nie rozumiał zachowania Tessy. 
- Na anioła. Miałam nadzieję, że ona chociaż trochę różni się od Jessamine. Niestety, mamy jej dokładną kopię. – Powiedziała Eva a Henry na nią spojrzał. Eva wiedziała, że był zły. Był to rzadki widok ale czasami się tak zdarzało.
- Skończcie. Musimy się stąd wydostać. Najlepiej będzie oknem. – Powiedział Henry. Już mieli iść w tym kierunku, kiedy do pokoju wbiegły dwie starsze kobiety. Na ich widok Tessa jeszcze bardziej uczepiła się ramienia Willa. Chłopak spojrzał na Eve, dziewczyna posłała mu tylko nikły uśmiech, aby podtrzymać go na duchu. Eva wiedziała, że w Instytucie będzie musiała narysować mu kilka iratze na ramieniu.
- Panno Tesso, miałam nadzieję, że zostałyśmy zrozumiałe. Musi Pani wyjść za Mistrza.- Powiedziała jedna z kobiet. Miała ona kościste ręce i była chudsza od drugiej.
- Za nikogo nie mam zamiaru wychodzić! – Krzyknęła Tessa, jednak na nikogo nie zrobiło to wrażenia.
- Chciałyśmy wszystko załatwić po dobroci ale nie pozostawia nam Pani wyjścia. Musimy Panią wychłostać. Może to spowoduje, że będzie Pani bardziej uległa. – Powiedziała druga kobieta.
- Chyba o czymś zapomniałyście. – Powiedział Henry a obie kobiety spojrzały się na Niego.
- Nefilim. Jeszcze Was nam tutaj brakowało. Pragnę Wam przypomnieć, że złamaliście postanowienie wkraczając na nasz teren. – Powiedziała chudsza kobieta.
- Porozumienie nie zostało złamane, ponieważ to wy zagrażałyście młodej kobiecie więc wszystko jest legalne. – Odpowiedział Jem.
- Na waszym miejscu opuściłabym ten dom i zostawiła dziewczynę, jeżeli życie Wam miłe. – Powiedziała grubsza czarownica.
- Macie pecha kochane, ponieważ ja bardzo chciałbym umrzeć. Kocham idee umierania w słusznej sprawie. – Powiedział Will a Eva zaklęła cicho pod nosem, ponieważ wiedziała, że Will mówi prawdę.
- No to trafiłeś w idealne miejsce Nocny łowco, ponieważ niedługo Twój marny żywot się skończy. – Powiedziała jedna z czarownic a z jej rąk trysnęły prosto w Willa niebieskie iskry. W ostatniej chwili Will odskoczył i uniknął iskier skierowanych w jego stronę. Tessa wpadła na ścianę ale chwilowo nikt się nią nie zainteresował, ponieważ były ważniejsze sprawy do załatwienia. Eva podbiegła do Willa i spojrzała na Niego.
- W porządku? – Eva spytała Willa.
- Tak. Będę potrzebował kilka iratze, gdy dotrzemy do Instytutu. – Powiedział i w tym samym momencie, przewrócił Eve na podłogę tak, że teraz to ona uniknęła iskier.
- Bierzemy tą grubą, ponieważ Jem i Henry wzięli tą chudą. – Powiedział Will i od razu wstał. Eva poszła w jego ślady. Oboje podeszli do kobiety wyciągając po drodze serafickie ostrza. Eva chciała ją uderzyć ale niebieskie iskry poleciały w jej stronę. Nie zdążyła się przed nimi uchylić. Dziewczyna przeleciała przez pokój i uderzyła w ścianę. Will spojrzał na nią i cisnął ostrzem prosto w serce czarownicy. Kobieta upadła na ziemię. Druga czarownica podbiegła do niej i ze złością spojrzała na Willa.
- Zabiłeś mi siostrę! – Krzyknęła w jego stronę i posłała iskry w jego stronę a następnie zniknęła, zabierając ciało swojej zmarłej siostry. Will podbiegł do blondynki.
- Nic Ci nie jest? – Spytał się, pomagając jej usiąść.
- Nie. Wszystko w porządku. – Odpowiedziała i od razu skrzywiła się, ponieważ poczuła ból w plecach.
- Dobrze wiesz, że Ci nie wierzę ale nie mamy teraz czasu na kłótnie. Dasz radę sama iść?
- Wydaje mi się, że tak. – Powiedziała Eva. Już miała wstawać, gdy zakręciło się jej w głowie i znowu upadła.
- Jem, pomożesz Pannie Gray a ja wezmę Eve. – Powiedział Will i pomógł wstać blondynce. Jem podszedł do Tessy. Dotknął jej ramienia, kiedy ta od niego odskoczyła.
- Jak Pan śmie mnie dotykać. Jestem damą. Nie pozwolę, aby jakiś obcy mężczyzna mnie dotykał.
- Dziwne, ponieważ na Willu, aż Pani wisiała. – Powiedziała  Eva. Tessa spojrzała na nią i złapała Jema za rękę. Henry rozbił szybę. Pierwszy wyszedł on, potem Will pomógł blondynce wyjść, następna była Tessa a potem Jem z Willem. Will od razu podbiegł do dziewczyny i pomógł jej się na nim oprzeć.
- Gdzie idziemy? – Zapytała Tessa.
- Do Instytutu. – Odpowiedział Henry i ruszył w drogę powrotną do domu.
- Dlaczego mam Wam zaufać. – Zadała to pytanie Tessa i stanęła. Eva spojrzała na Willa błagalnym wzrokiem. Chłopak wiedział, że dziewczyna odczuwa ból po bliskim spotkaniu ze ścianą.
- Panno Gray. Miałem nadzieję, że wytłumaczyłem Pani tą kwestię, gdy znalazłem Panią w pokoju. Może nam Pani zaufać. Jeżeli będzie taka potrzeba wytłumaczę Pani wszystko jeszcze raz ale dopiero, gdy wrócimy do Instytutu, ponieważ tutaj nie jest  bezpiecznie. – Powiedział Will i spojrzał na Tesse. Ta zastanawiała się chwilę ale w końcu ruszyła za Henrym, który był już trochę dalej niż inni. Po kilkudziesięciu minutach w końcu dotarli do Instytutu. W wejściu stała Charlott i już na nich czekała. W momencie, gdy ich zobaczyła od razu do nich podbiegła.
- Co się stało? – Powiedziała i spojrzała na swojego męża.
- Nic takiego. Mroczne Siostry nie chciały oddać chętnie dziewczyny więc musieliśmy trochę powalczyć ale to było do przewidzenia. – Odpowiedział Henry i wszedł do Instytutu. Za nim weszli wszyscy i skierowali się w stronę jadalni. Kiedy już tam dotarli  Will pomógł usiąść dziewczynie przy stole i od razu narysował jej iratze w miejscu gdzie odczuwała ból. Po chwili Eva nie odczuwała już bólu. Spojrzała na chłopaka i się do niego uśmiechnęła w podziękowaniu.
- Kim jesteście? – Zadała to pytanie Tessa, która stała teraz koło kominka, gdzie zostawił ją Jem, ponieważ nie chciała iść dalej.
- Ja jestem Charlott Branwell. – Powiedziała kobieta i podeszła do Tessy, jednak ta się od niej odsunęła. – Proszę się nas nie bać Panno...- Charlott spojrzała na dziewczynę, ponieważ nie wiedziała jak ona się nazywa.
- Gray. Nazywam się Theresa Gray.
- Jak już mówiłam Panno Gray nie musi się Pani nas bać, ponieważ nie chcemy zrobić Pani krzywdy.
- Dlaczego mam Wam uwierzyć? Mroczne Siostry na początku też były dla mnie miłe a potem interesował je już tylko mój dar. – Powiedziała.
- O jakim darze Pani mówi? – Spytał się Henry i spojrzał na swoją małżonkę zaniepokojony.
- Kim Pan jest?
- Jestem Henry Branwell, mąż Charlott. – Odpowiedział i posłał Tessie uśmiech.
- Nie wiecie nic o moim darze?
- Nie. Nikt nam nic nie powiedział. – Odpowiedziała jej Charlott.
- To w takim razie czego ode mnie chcecie?
- Chcemy Pani pomóc. Naszym obowiązkiem jest pilnowanie, aby nikt nie łamał prawa a Mroczne Siostry właśnie to robiły przetrzymując Panią. – Odpowiedziała Charlott. – Może nam Pani spokojnie powiedzieć o pani darze. Może będziemy mogli Pani pomóc. – Powiedziała  i spojrzała na Tesse, która wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała.
- Mogę się w kogoś zmienić. W innego człowieka. Muszę mieć tylko rzecz należącą do niego. – Powiedziała a wszyscy obecni w pomieszczeniu spojrzeli na nią zszokowani.
- Czyli jest Pani czarownicą? – Powiedział Jem. – Nazywam się James Carstairs ale wszyscy mówią do mnie Jem i proszę panienkę o to samo. – Dodał i się do niej uśmiechnął.
- Czarownicą? Nic mi o tym nie wiadomo. Mroczne Siostry nazywały mnie zmiennokształtną.
- Gdyby Panna Gray była czarownicą powinna mieć jakiś znak. Znamię demona. Niestety ja nic takiego nie widzę. – Powiedziała Eva.
- Znamię? – Zadała pytanie Tessa i spojrzała na Eve.
- Każdy czarodziej ma znamię. Mogą być to uszy nietoperza, zielona skóra, dziwne oczy. Jednak u Pani nic takiego nie widzę.
- Brat Enoch za chwilę tu będzie i on powie nam kim dokładnie jest Panna Tessa. – Powiedziała Charlott. - Może ja i Panna Gray pójdziemy do mojego gabinetu i poczekamy tam na Brata Enocha a wy pójdziecie się przygotować  do kolacji. – Dodała Charlott i ruszyła do swojego gabinetu. Tessa poszła za nią. W momencie, gdy Charlott i Tessa wyszły do jadalni weszła Sophie.
- Evo, mam Ci pomóc w przebraniu się? – Skierowała pytanie do blondynki, która trzymała Willa za rękę.
- Tak Sophie. Już idę. – Powiedziała i wstała, następnie opuściła jadalnie. Po paru minutach Eva pozbywała się stroju nocnego łowcy.   
- Co się stało w rezydencji Mrocznych Sióstr? – Spytała Sophie czyszcząc sukienkę. Eva spojrzała na nią z zaciekawieniem.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? – Sophie kiwnęła potakująco głową. Eva uśmiechnęła się do niej i zaczęła mówić.
- Kiedy dotarliśmy do posiadłości, gdzie przetrzymywano Tesse rozdzieliliśmy się. Ja i Will poszliśmy przeszukiwać piętro a Jem i Henry  parter. To Will znalazł Tesse, kiedy do nich dołączyłam ona kopnęła mnie.
- Kopnęła? – Przerwała blondynce Sophie i zaśmiała się.
- Tak, kopnęła. Ja i Will bardzo się zdziwiliśmy ale potem Will wytłumaczył Tessie, że nie chcę zrobić jej krzywdy i poszła z nami. Na dole spotkaliśmy Jema i Henrego. Niestety musieliśmy poszukać innego wyjścia, ponieważ Mroczne Siostry domyśliły się, że Tessa uciekła. Trafiliśmy do pomieszczenia, które wyglądało jak rzeźnia. Były w nim ludzkie części ciała, odrąbane głowy, obcięte włosy, pełno krwi. – Na te słowa Sophie zrobiło się nie dobrze. – Ta idiotka Tessa krzyknęła co spowodowało, że Mroczne Siostry nas znalazły. Potem zaczęliśmy walczyć. Niestety jedna z nich mnie trafiła i nie mogłam pomóc Willowi. Na szczęście on bardzo szybko ją zabił. Potem wróciliśmy do domu a resztę już znasz. – Powiedziała Eva i założyła sukienkę, którą wyczyściła Sophie. Sukienka była cudowna. Była długa, wykonana z białego materiału. Była bez ramiączek. Sznurki od gorsetu były czarne. Sophie zaczęła sznurować gorset.
- Dlaczego nazwałaś Pannę Gray idiotką? – Eva spojrzała na Sophie w lustrze.
- Nie wiem. Może dlatego, że tak bardzo mnie denerwuje. Za bardzo przypomina mi Jessamine. Nie wykazała się zbyt dużą inteligencją. Dodatkowo za bardzo zbliżyła się do Willa. – Ostatnie zdanie Eva powiedziała za nim pomyślała. – Eva spojrzała na odbicie Sophie w lustrze i zauważyła, że pokojówka się uśmiechnęła.
- Jesteś zazdrosna?  - Spytała się Sophie, jednocześnie zaciskając za mocno gorset, na co Eva zareagowała głębokim oddechem i grymasem bólu na twarzy. – Przepraszam. – Dodała szybko Sophie.
- Nie jestem zazdrosna. Tylko doskonale wiem, że ładne dziewczyny i Will zawsze oznaczają kłopoty.
- Mi się jednak wydaje, że jesteś o niego zazdrosna. – Powiedziała Sophie i zaczęła rozczesywać włosy blondynki.
- Sophie, ja nie mogę być zazdrosna o Willa. Na moje może on się spotykać z kim chce. Mnie to nie obchodzi. – Powiedziała i zaczęła się zastanawiać czy jej słowa są prawdziwe. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. – Powiedziała  Eva a drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Jem. Można  było zauważyć  zdziwienie na jego twarzy, gdy zobaczył Eve.
- Ślicznie wyglądasz. Naprawdę. – Powiedział Jem. Sophie wiedziała, że to co mówi chłopak jest prawdą, ponieważ biała sukienka i lekko zakręcone na końcach, długie, blond włosy były idealnym kompletem. – Masz zamiar kogoś dzisiaj poderwać? – Spytał Jem żartobliwie.
- Oczywiście, że tak. Moim celem jest Gabriel Lightwood. – Odpowiedziała poważnie, jednak, gdy spojrzała na Jema od razu się roześmiała a chłopak razem z nią.
- Nie będzie to dla Ciebie problemem, ponieważ mamy dzisiaj zebranie Rady. Dodatkowo tak się składa, że Gabriel nie jest jeszcze pełnoletni więc będzie musiał spędzić z nami czas. Tak mi go szkoda. Tyle czasu z nami i jego ukochanym przyjacielem Williamem Herondale. – Powiedział Jem a Eva na te słowa się uśmiechnęła, ponieważ doskonale wie jak bardzo ta dwójka się nienawidzi.
- Postaram się ją wykorzystać. Idziemy? – Spojrzała Eva na Jema, który kiwnął potakująco głową. Chłopak przepuścił dziewczynę w drzwiach i odwrócił się do Sophie:
- Idziesz? – Spytał się jej.
- Nie. Muszę posprzątać a potem pomóc przy kolacji. – Powiedziała  i uśmiechnęła się do Jema. Chłopak wyszedł z pokoju, zamknął drzwi i zrównał się z blondynką. Oboje weszli do jadalni, w której znajdowali się już goście. Oprócz Charlott i Henrego przy stole siedzieli już Konsul, Inkwizytor a także Benedykt Lightwood razem ze swoim synem Gabrielem. Eva podeszła do stołu i zajęła swoje miejsce. Obok niej usiadł Jem. Charlott spojrzała na nich i się do nich uśmiechnęła. Wszyscy domownicy Instytutu wiedzieli, że Charlott nie lubi zebrań, ponieważ na nich zawsze jest poruszana kwestia tego, kto tak naprawdę rządzi Instytutem. Wiadomo, że kobieta nie miała prawa rządzić. Właśnie dlatego wszyscy czepiają się, że to nie Henry rządzi a Charlott. Od dawna wiadomo, że Benedykt Lightwood chce zająć miejsce Charlott i tylko czeka na idealną okazję. Na szczęście Konsul jest po stronie Charlott.
Nagle do sali wszedł Will. Pierwszą rzeczą jaką zauważyła Eva było to, że nie szedł on sam, ponieważ Tessa była razem z nim a Will obejmował ją w pasie. Złość narastała w blondynce coraz bardziej. Eva nie mogła dłużej  udawać. Była zazdrosna o Willa. Dziewczyna doskonale wiedziała, że pewnego dnia w jego życiu pojawi się jakaś kobieta, z którą będzie chciał żyć, aż do śmierci. Jednak perspektywa tego, że to ma nastąpić już teraz wcale jej nie pomagała. Tessa zajęła miejsce naprzeciwko niej a Will usiadł po jej prawej stronie.
- Jak się czujesz? – Will zadał pytanie dziewczynie.
- Dobrze. – Odpowiedziała chłodno. Will spojrzał na nią zaskoczony, ponieważ wydawało mu się, że wszystko między nimi jest w porządku.
- Co jest? – Szepnął jej do ucha. Na to  Eva drgnęła. Dziewczyna miała nadzieję, że chłopak nie zauważy jej zachowania.
- Co ma być? Mówiłam, że wszystko jest dobrze. Nie wiem o co Ci chodzi. – Odpowiedziała nie patrząc na chłopaka. Will dotknął jej podbródka i odwrócił jej twarz tak, że Eva patrzyła mu prosto w oczy.
- Wiesz, że ja Ci nie wierzę. Przez tyle lat nauczyłem rozpoznawać, kiedy kłamiesz. – Powiedział Will a Eva wiedziała, że chłopak mówi prawdę. Niestety Eva nie mogła powiedzieć tego samego o chłopaku. Do dzisiaj nie wie, kiedy ją okłamuje.
- Nie najlepiej się czuję. Jestem zmęczona. – Wypowiadając te słowa starała się unikać kontaktu wzrokowego. Will na te słowa westchnął. Przybliżył się do niej jeszcze bliżej. Eva wystraszyła się, ponieważ nie chciała, aby ktoś obcy to zauważył i sobie coś wymyślił.
- Przestań kłamać. Martwię się o Ciebie. Porządnie dostałaś u Mrocznych Sióstr. – Powiedział Will i spojrzał na blondynkę.
- Gdybyś się martwił to nie spędzałbyś tyle czasu z Panną Gray tylko ze mną. – Powiedziała Eva za czym pomyślała. Niestety było już za późno.  Eva spojrzała na Willa i zobaczyła, że jej słowa go zaskoczyły.
- O czym ty mówisz? Możesz mi wyjaśnić, ponieważ nie rozumiem? – Eva  nie wiedziała jak wybrnąć z tej sytuacji. Jednak coś musiała powiedzieć.
- Chodzi mi o to, że chodzisz za Tessą jak pies za swoim właścicielem a znasz ją dopiero od paru godzin. – Powiedziała Eva i spojrzała na Willa, który na jej słowa się roześmiał.
- Czy ty jesteś  zazdrosna? – Spytał Will i spojrzał na nią uśmiechając się łobuzersko.
- Nie. – Powiedziała twardo i spojrzała na Gabriela.
- Serio? Teraz będziesz patrzyła się na tego kretyna zamiast na mnie, ponieważ się wstydzisz. – Powiedział Will i odwrócił twarz dziewczyny tak, że znowu patrzyli sobie w oczy. – Wiem, że jestem przystojny, seksowny i wszystkie dziewczyny mnie uwielbiają ale myślałem, że ty mi nie ulegniesz. – Powiedział rozbawiony.
- Śmiej się, śmiej. Nigdy nie powiedziałam, że Ci uległam albo, że mi się podobasz. – Eva spojrzała na Willa, który cały czas się uśmiechał.
-Nie musisz mi tego mówić, ponieważ ja to wiem. Czekałem tylko na jakiś znak od Ciebie. – Eva była na siebie wściekła.
- Nie podobasz mi się. Jasne? – Eva podniosła głos ale od razu powróciła do szeptu, ponieważ nikt nie mógł wiedzieć o czym rozmawiają. – Zrozum to.
- Ja wiem swoje. Jednak powinnaś o czymś wiedzieć. W tej sukni wyglądasz niesamowicie. – Powiedział Will, uśmiechnął się do niej i dotknął pod stołem jej kolana. Eva wciągnęła powietrze i poczuła, że się rumieni. Will przysunął się do niej i szepnął jej do ucha:
- Jeden zero dla mnie, kochanie. – Po czym pocałował ją w policzek. Eva spojrzała na Jema, który siedział po jej lewej stronie. Blondynka zauważyła, że cała sytuacja go bawi. Posłała mu gniewne spojrzenie i zrzuciła rękę Willa z jej kolana. Następnie posłała Gabrielowi uśmiech. Wiedziała, że będzie musiała poflirtować trochę z Lightwood’em, aby zdenerwować Willa. Nie wiedziała czemu tak bardzo jej na tym zależy ale musiała przyznać jedno. Bardzo uwielbiała widok wkurzonego Williama Herondale.
- Przestań uśmiechać się do niego. To mój wróg. Nie pamiętasz? Każdy mój wróg jest Twoim wrogiem. Zdradzasz mnie? – Powiedział do blondynki Will.
- Mogę uśmiechać się do kogo chcę. Nie zabronisz mi. – Will chciał jej odpowiedzieć ale w tym momencie Charlott przywitała wszystkich i powiedziała, że można już jeść. Eva od razu zaczęła spożywać posiłek, po to by nie rozmawiać z Willem.  W momencie, gdy wszyscy czekali, aż zostanie podany deser odezwał się Benedykt Lightwood:
- Charlott, nie myślałaś czasem o tym, by znaleźć swoim podopiecznym mężów. Wiesz, że młodym kobietom nie wypada być tak długo samotnym. – Słowa wypowiedziane przez Benedykta zaskoczyły Eve i Jessamine.  Eva spojrzała na Willa, który był tak samo zaskoczony jak one.
- Drogi Panie Lightwood, pragnę Panu przypomnieć, że żadna z dziewczyn zamieszkujących w instytucie  na stałe nie jest pełnoletnia. – Powiedziała Charlott.
- Z tego co wiem, to Panna Jessamine i Panna Eva są  tym samym wieku i niedługo kończą siedemnaście lat. – Powiedział Benedykt.
- Ja już mam zalotnika więc nie potrzebuje niczyjej pomocy. – Powiedziała Jessamine czym zaskoczyła obecnych w jadalni ludzi. Eva dobrze wiedziała, że Jessie nie chce wyjść za nocnego łowcę, ponieważ się ich brzydzi więc najprawdopodobniej kłamie.
- No to w takim razie została nam już tylko Panna Eva. Na jej męża proponuję mojego syna Gabriela. – Powiedział Benedykt a Will, który pił wino zakrztusił się nim. Eva od razu zaczęła klepać go po plecach. Po chwili wszystko już było w porządku. No może prawie wszystko.
- Pan żartuje? – Zapytał się Will patrząc na Benedykta.
- Dlaczego miałbym żartować chłopcze. Mój syn i Panna Eva są w tym samym wieku więc byłoby to idealne małżeństwo.
- Nie wydaje mi się. – Powiedział Will i zacisnął swoją dłoń na dłoni blondynki pod stołem. Eva spojrzała na niego zaniepokojona.
- Nie wiem dlaczego tak bardzo Cię interesuje za kogo wyjdzie Panna Eva, przecież wy nie możecie być razem. Jesteście parabatai. – Powiedział stary Lightwood a Eva poczuła jeszcze mocniejszy uścisk. Dziewczyna doskonale wiedziała, że te słowa spowodowały, że Will jeszcze bardziej się zezłościł. Najprawdopodobniej przypomniała mu się sytuacji sprzed trzech miesięcy.
- Doskonale wiem, że nie mogę być mężem mojej przyjaciółki ale jako jej parabatai mam coś do powiedzenia w kwestii jej przyszłego męża. – Powiedział a Eva spojrzała na niego zaskoczona, ponieważ nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy takie słowa wypowiedziane przez niego.
- Masz coś do mojego syna? – Powiedział Benedykt ale już poważnej i głośniej.
- Owszem mam. – Odpowiedział Will i wstał, jednak dalej nie puszczał ręki dziewczyny. Na szczęście nikt nie widział ich złączonych dłoni. – Pana syn jest arogancki, złośliwi, bije kobiety… - Na te słowa Benedykt chciał coś powiedzieć ale Will nie dał mu dojść do głosu. – Sam widziałem jak bił pewną kobietę na ulicy. Dodatkowo trzy miesiące temu słyszałem jak mówił, że chętnie przespał by się z moją przyjaciółką i ją porzucił. Nie wydaje mi się, że tak robi dżentelmen. – Benedykt spojrzał na swojego syna, którego wzrok był skierowany na stół. Charlott spojrzała na Willa zaniepokojona, ponieważ nie wiedziała czego jeszcze może się spodziewać.
- To co mówisz jest kłamstwem. Mój syn nigdy by czegoś takiego nie powiedział. To ty nie masz szacunku dla kobiet. Mam Ci przypomnieć co zrobiłeś mojej córce? – Powiedział a Will spojrzał na niego, puścił rękę blondynki i wyszedł z jadalni. Eva spojrzała na starego Lightwooda, który uśmiechał się teraz triumfalnie.
- Wolałabym już być starą panną do końca życia, niż mieć takiego teścia jak Pan. – Powiedziała Eva i ruszyła w stronę wyjścia z jadalni. W momencie, gdy wychodziła usłyszała jeszcze głos Konsula, który mówił do Benedykta, że przesadził.  Eva zatrzymała się dopiero przed drzwiami do swojego pokoju. Po chwili podszedł do niej Jem:
- W porządku? – Zapytał się a ona spojrzała na niego ze łzami w oczach. Chłopak nie wiele myśląc przytulił ją. Eva oparła głowę na jego ramieniu ale się nie rozpłakała. Musiała być silna.
- Nie siedzisz z nimi? – Zapytała Eva, kiedy już się od niego odsunęła.
- Nie. Zaczęło się zebranie Rady i wyproszono mnie i Gabriela, bo nie jesteśmy pełnoletni. Gabriela odprowadziłem do salonu, gdzie nie było Willa. Następnie zacząłem Cię szukać, bo chcę pomóc Ci znaleźć Williama.- Eva uśmiechnęła się na jego słowa ale wiedziała, że nie może skorzystać z jego pomocy. Akcja w domu Mrocznych Sióstr bardzo go wykończyła co było widać. Jem powinien odpoczywać a nie jej pomagać.
- Nie obraź się ale oboje wiemy, że nie czujesz się najlepiej i powinieneś się położyć. Ja poszukam sama Willa. Muszę z nim porozmawiać na osobności.
- Ja chcę pomóc. – Eva wyczuła bezradność w głosie Jema.
- Pomogłeś. U Mrocznych Sióstr, potem mi. Pomagasz wszystkim. Teraz pozwól, aby ktoś Ci pomógł. – Powiedziała Eva i spojrzała na Sophie, która stała oddalona od nich o jakieś dwa metry. Jem spojrzał najpierw na Sophie a potem na Eve.
- No dobrze. – Powiedział i przepuścił Sophie w drzwiach do jego pokoju a następnie sam tam wszedł zamykając za sobą drzwi. Eva nie miała pojęcia gdzie może być Will więc zaczęła od jego pokoju. Niestety oprócz porozrzucanych ubrań niczego nie znalazła. Potem poszła do Sali treningowej, biblioteki i innych pomieszczeń ale go nie znalazła. W momencie, gdy miała się poddać przypomniała sobie o zbrojowni. Nie była pewna czy będzie tam Will ale nie miała innego wyjścia. Po paru minutach stała pod drzwiami do zbrojowni. Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. W pomieszczeniu panowała ciemność. Eva użyła magicznego światła, które rozbłysło w jej dłoni a następni położyła je na półce. Eva spojrzała przed siebie i zauważyła postać, która stała tyłem do niej. Will. Eva zamknęła drzwi i podeszła do chłopaka a następnie położyła mu dłoń na ramieniu. Chłopak drgnął pod wpływem jej dotyku ale się nie odwrócił.
- Ze wszystkich pomieszczeń musiałeś wybrać akurat to? Już miałam Cię szukać w sypialni Charlott i Henrego. Szukasz idealnej broni do zabicia Benedykta? – Na te słowa chłopak zaśmiał się gorzko. – Odwróć się do mnie. – Powiedziała Eva ale Will dalej stał tak jak Eva go znalazła.
- Jestem potworem. – Powiedział Will a Eva nie wiedziała o co mu chodzi.
- Nie jesteś potworem Williamie Herondale. – Powiedziała Eva i wcisnęła się w lukę pomiędzy nim a parapetem. – Nigdy nie sądziłam, że jesteś potworem. Skąd Ci to przyszło do głowy. – Eva spojrzała na Willa, który patrzył w punkt za nią. Na księżyc.
- Nie wiesz o mnie wszystkiego. Jestem potworem. Zostawiłem bliskich. Krzywdzę Cię za każdym razem, gdy się do siebie zbliżamy. Krzywdzę wszystkim dokoła. Nikomu nie chcę wytłumaczyć swojego zachowania. Nawet Jem nie zna całej prawdy. Tak bardzo chciałbym Ci wszystko powiedzieć ale nie mogę. – Will spojrzał na Eve. Dziewczyna zauważyła łzy w jego oczach.
- Nie jesteś potworem. Widocznie robisz wszystko to, bo masz powód. Ja też mam kilka tajemnic. Każdy ma tajemnice Will. Nie tylko ty. – Will dalej się w nią wpatrywał.
- Masz rację. Jednak chyba nikt nie krzywdzi swoich bliskich po to by utrzymać sekret.
- Według Ciebie kiedy ostatni raz mnie skrzywdziłeś?
- Dzisiaj. – Powiedział Will twardo cały czas spoglądając na Eve. – Podczas  rozmowy z Benedyktem.
- Nie skrzywdziłeś mnie, tylko mnie ratowałeś. Pomogłeś mi. – Powiedziała Eva i objęła jego twarz dłońmi. – Zrozum Williamie Herondale, że jesteś pierwszą osobą, która zrobiła coś takiego dla mnie. Przepraszam, jeżeli uraziłam Cię wcześniej mówiąc o Tobie i Tessie. Może i jestem trochę zazdrosna ale to nie powód, żebyś był na siebie zły. – Will położył swoją dłoń na ręce dziewczyny tak jakby chciał ją zrzucić, jednak nie zrobił tego, tylko gładził kciukiem jej nadgarstek.
- Nie miałem prawa śmiać się z Ciebie w jadalni ale perspektywa tego, że możesz być odrobinę o mnie zazdrosna bardzo mnie ucieszyła, bo to oznacza, że Ci na mnie zależy. – Powiedział i się uśmiechnął.
- Oczywiście, że mi na Tobie zależy. W końcu jesteśmy parabatai. Nie chcę, żeby coś Ci się stało, ponieważ bym tego nie zniosła. - Pogładziła jego twarz kciukiem. – Nie opuszczaj mnie, bo nie przeżyje bez Ciebie.
- Nie mam takiego zamiaru. Dodatkowo nie oddam Cię w ręce tego łajdaka Gabriela. – Powiedział i przybliżył swoją twarz do jej. Ich czoła się stykały. Eva wiedziała co się najprawdopodobniej zdarzy ale nie chciała tego przerywać.
- To dobrze, bo ja nie chcę za niego wychodzić. – Powiedziała i poczuła usta Willa na swoich. Tym razem było inaczej niż ostatnio na sali treningowej. Tym razem oboje tego chcieli. Will całował dziewczynę delikatnie. Jedną rękę trzymał na jej tali a druga miał na jej policzku. Eva nie chciała, żeby było delikatnie i właśnie dlatego przybliżyła się do niego jeszcze bardziej pogłębiając pocałunek. Will westchnął ale nie przerwał. Jego jedna ręka powędrowała pod suknię dziewczyny przyciągając jej nogę na wysokość jego biodra. Eva odsunęła się od niego gwałtownie.
- Co my robimy? – Powiedziała roześmiana. Will spojrzał na nią i także się roześmiał. – Nie przerywaj, proszę. – Dodała i pocałowała chłopaka. Will ucieszył się, że dziewczyna nie przerwała, ponieważ pragnął jej. Wiedział, że nie powinien ale nie mógł nic zrobić. Will gładził jej nogę całując ją. Eva odnalazła guziki od jego koszuli i zaczęła je rozpinać. Will odsunął się od niej i spojrzał na nią zaskoczony.
- Przepraszam. Nie powinnam. – Cicho wyszeptała Eva i spojrzała w dół na swoje ręce, ponieważ wstydziła się wzroku Willa. Will uniósł jej podbródek i spojrzał jej w oczy.
- Nie przepraszaj. Jeżeli tego chcesz ja Ci to dam. Wystarczy tylko jedno Twoje słowo. Tylko musisz wiedzieć, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Tylko powiedz a dam Ci to czego chcesz. – Eva chwyciła go za rękę, przybliżyła ustna do jego ucha i wyszeptała:
- Nie tutaj. – Will uśmiechnął się i pocałował ją krótko.
- Możemy iść do Ciebie. – Już miał ruszać w stronę drzwi kiedy Eva go zatrzymała.
- Nie możemy. Jem jest u siebie razem z Sophie. On nie mogą wiedzieć.
- To pójdziemy do mnie. – Eva uśmiechnęła się do niego i ruszyła razem z nim do jego pokoju. Znaleźli się tam bardzo szybko. Will zamknął drzwi na klucz a następnie popchnął ją w stronę biurka i powrócił do całowania. Eva dalej rozpinała mu koszulę. Will chciał pozbyć się jej sukienki ale miał pewien problem.
- Jak to się rozpina? – Wyszeptał. Eva spojrzała na niego uśmiechnięta.
- Nie wierzę, że William Herondale nie wiem jak rozebrać dziewczynę. – Eva zauważyła, że Will się napina i szybko dodała – Jest zasznurowana z tyłu. Musisz to tylko rozwiązać. – Will uśmiechnął się i odwrócił ją do siebie tyłem. Eva oparła się na jego ramieniu tak, że chłopak mógł całować jej szyję. Po chwili sukienka ześlizgnęła się z blondynki, która stała przed chłopakiem tylko w halce. Eva odwróciła się do niego i go pocałowała. Po chwili Will stał przed nią tylko w spodniach. Wziął ją na ręce i położył na łóżku. Następnie położył się na niej opierając się na łokciach po obu jej stronach.
- Chcesz tego? – Spytał, ponieważ nie chciał zrobić czegoś  czego ona by nie chciała.
- Ja tak a ty? – Spojrzała na Willa niepewnie, ponieważ nie chciała przerywać.
- Za to mogę cierpieć do końca mojego życia. – Pocałował ją i przykrył jej ciało swoim.

Paryż, 1900
Magnus Bane usłyszał kobiecy krzyk z pokoju obok. Wstał z łóżka i pobiegł tam. Bez zastanowienia przytulił kobietę, która znajdowała w łóżku.
- Znowu ten sam koszmar? – Spytał się Magnus gładząc ją po włosach.
-Tak. – Odpowiedziała cicho kobieta.
- Nie martw się. Znajdziemy go, moje Czarne serce. 

niedziela, 6 lipca 2014

Hej

Hej
Chciałam przeprosić za tak długą nieobecność ale przeprowadzałam się do Berlina i musiałam wszystko ogarnąć. Dopiero dzisiaj po tygodniu mam internet. Nowy rozdział będzie już w tym tygodniu, ponieważ muszę pomóc rodzicom w remoncie.